Piotr Jordan Śliwiński OFMCap – jeden z najpopularniejszych spowiedników w Polsce, autorytet księży oraz penitentów, kierownik duchowy osób konsekrowanych i świeckich, rekolekcjonista. Autor siedmiu książek oraz dwóch cykli programów telewizyjnych poświęconych spowiedzi: „Duchowy oddział ratunkowy” i „Z ojcem Jordan em
Przystanek spowiedź - Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Podobno najłatwiej nawiązać kontakt z rodakami, gdy się narzeka. Coś w tym jest. Wystarczy jadąc pociągiem rzucić półgłosem niby do siebie, a w rzeczywistości do towarzyszy podróży: „Znowu się opóźnia”, a zaraz posypie się lawina żalów najpierw na koleje, potem na wszelkie inne instytucje społeczne. Dostanie się i rządowi, i Sejmowi, mediom, proboszczom i biskupom, a w końcu i innym grupom oraz instytucjom, w zależności od zainteresowań i doświadczeń podróżujących. Wśród tych wielu żalów i narzekań jedno, które wydaje się standardowe i tak oczywiste, że niemal nie zwraca się na nie uwagi: brak czasu. Na brak czasu, w domyśle – wolnego, uskarżają się wszyscy, nawet dzieci. Pewien młodzieniec w wieku mniej więcej pierwszokomunijnym wyjaśniał mi całkiem poważnie, że nie ma czasu, bo ma lekcje do odrobienia, dodatkowy język obcy, jazdę konną i coś tam jeszcze, czego nie zdołałem zapamiętać. Powinienem więc zrozumieć, że taki gentelman nie może już pozwolić sobie na dodatkowe szaleństwo przeczytania fragmentu Pisma Świętego. Czas dla wiary Zwykle właśnie na wszelkie działania związane z wiarą brakuje czasu. Okazuje się jednak, że w trakcie dłuższej i szczerej rozmowy wiele osób przyznaje, że pomimo chronicznego braku wolnego czasu, znajdują jego całkiem niemałe ułomki na śledzenie seriali w telewizji bądź regularne surfowanie po Internecie oraz wiele innych rozrywek. Trzeba jasno stwierdzić, że tejże rozrywki i odpoczynku bardzo potrzeba goniącemu człowiekowi („homo ledwo sapiący”) początku XXI wieku. Jednak brak czasu na spotkanie z Bogiem i uczestniczenie we wspólnocie wierzących to często wynik praktycznego uznania tych czynności za najmniej ważne w rozkładzie dnia, tygodnia, miesiąc i roku. Czasami postawa taka zdaje się być wezwaniem skierowanym do Boga: „Jeśli chcesz, abym miał czas dla Ciebie, to dołóż mi jeszcze kilkadziesiąt minut na dobę. Na inne sprawy znajdę czas sam”. Jest to tym bardziej smutne, że niejednokrotnie wiąże się z trwaniem w grzechu. Cóż, dla wielu chrześcijan głos sumienia, ból duszy jest mniej uciążliwy od choćby – bólu zęba czy niesprawnego samochodu. Gdy bowiem boli ząb lub nie funkcjonuje dobrze samochód, zwykle znajduje się czas na zaradzenie tym problemom. Wtedy wszystkie spotkania są do przełożenia, a zadania do odłożenia na później. A spowiedź się odkłada i odkłada. Im dłużej się ją odkłada, tym często trudniej się do niej wybrać. Kiedy wreszcie nastąpi ten moment, jest to np. Wielki Piątek lub Sobota, to są taaaakie kolejki, że w ogóle ochota do następnego spotkania w sakramencie pokuty i pojednania wyparowuje na długi czas. Jak rozwiązać ten problem? Spowiedź planowa Najprostszym rozwiązaniem wydaje się zaplanowanie spowiedzi jako np. comiesięcznego wydarzenia w swoim życiu. Jeśli znajdę stałego spowiednika, to będzie to łatwiejsze. Wiem, kiedy spowiada, w jakim miejscu, może nawet uda się umówić z nim na konkretną godzinę. Jeśli nie znalazłem jeszcze takiego kapłana, to ustalam odpowiedni czas i dowiaduję się o dyżury w konfesjonałach. Bogu dziękować – nie brakuje jeszcze w Polsce kapłanów, a więc generalnie nikt nad Wisłą i Wartą nie musi szukać spowiednika za siódmą górą i siódmą rzeką. Potem wpis do kalendarza lub do terminarz komórki, blackberry, komputera czy jakiegokolwiek innego elektronicznego cacka, i czas na spowiedź zarezerwowany. To proste rozwiązanie może jednak budzić wątpliwości. Pierwsza wydaje się oczywista. Czy takie rezerwowanie czasu na comiesięczną spowiedź nie zamazuje jej podstawowego sensu, jakim jest przywracanie komunii z Bogiem utraconej na skutek grzechu śmiertelnego? Może się przecież zdarzyć grzech ciężki parę dni po spowiedzi. Czy wtedy ma czekać długie tygodnie, aby pojednać się z Bogiem? Bynajmniej! W stanie grzechu nie należy trwać, ale postarać się jak najszybciej wykroić czas i dotrzeć do spowiedzi. Wyznaczony wcześniej termin spowiedzi może o tyle pomóc, że przynagla, aby poza ten dzień nie przekładać pojednania z Bogiem. Możliwa jest wszakże i sytuacja zgoła odwrotna – ktoś nie popełnił grzechu ciężkiego, regularnie uczestniczy we Mszy Świętej i przyjmuje Ciało Chrystusa. Czy wtedy też powinien regularnie się spowiadać? Czy sakrament pokuty i pojednania nie staje się wtedy pustym rytem? Bynajmniej! Sakrament jest zawsze spotkaniem z żyjącym i działającym Bogiem, który udziela swej łaski. Obok przebaczenia grzechów w sakramencie pokuty penitent otrzymuje także łaskę uczynkową, czyli pomoc daną przez Boga do trwania w dobrym, do spełniania dobrych czynów, do rozwoju duchowego. Sakrament pojednania i pokuty, obok przywracania jedności z Bogiem naruszonej przez grzech ciężki, ma też zadanie umacniania i pogłębiania tejże jedności. Gdy spowiadamy się z grzechów lekkich, spełnia on właśnie takie zadanie. Festina lente – spiesz się powoli Wyznaczenie terminu np. comiesięcznej spowiedzi nie oznacza jeszcze, że nie będzie ona odbywała się w pośpiechu. Wszak można wpaść jak burza do świątyni, przyklęknąć na półtorej minuty krótkiego pacierza i uznać się za przygotowanego do sakramentu. Potem spowiedź i w 15 minut po bólu… Owocne przeżycie spowiedzi wymaga jednak czasu – najpierw na rachunek sumienia. Nie chodzi tylko i wyłącznie o przypomnienie sobie pojedynczych grzechów, ale także o modlitewną refleksję nad swoim życiem. Przeglądam z Bogiem ostatni odcinek serialu pod tytułem „Moje życie”, zarejestrowany przez moją pamięć. Obok grzechów odnajdę w nim i dobre czyny, momenty święte, radosne, za które trzeba wielbić Boga i warto to uczynić. Zaś grzechy nie tylko zebrać, posegregować, ale także zastanowić się nad ich źródłem oraz nad możliwym remedium. Przeproszenie – żal za grzechy, ma się łączyć z postanowieniem poprawy. Warto także ustalić jakiś centralny kierunek pracy nad sobą. Jeśli mamy z tym problem, poprośmy o radę spowiednika. Po spowiedzi też warto się chwilę zatrzymać – podziękować Bogu za Jego miłosierdzie, może i za kapłana, przez którego posługę tego miłosierdzia doświadczyliśmy. Myślę, że dobrze jest zastanowić się nad wykonaniem zadośćuczynienia, a jeśli zdarza nam się o nim zapomnieć, to również zrobić stosowną notkę w przyrządach wspomagających naszą pamięć. Wszystkie te działania, akty penitenta, nie muszą być rozwlekłe i rozlazłe, ale domagają się chwili czasu. Starajmy się na rachunek sumienia przeznaczyć przynajmniej 15-20 minut czasu. Za dużo? Nie przesadzajmy - jeden odcinek serialu lub jedna połowa meczu piłkarskiego trwa czterdzieści parę minut. Przeżycie sakramentu pokuty i pojednania ma być duchowym przystankiem w codziennej gonitwie, przystankiem pozwalającym na spojrzenie z dystansem na codzienność, na ustaloną hierarchię wartości i ich ewangeliczną rewizję. A jak w takim razie ze spowiedzią przedświąteczną? Przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą, różnymi świętami rodzinnymi pędzimy do spowiedzi. Z okazji ślubu, czasami już po fryzjerze, ba nawet w weselnym stroju, przybiegamy do kościoła zdenerwowani, że właśnie teraz nikt na nas nie czeka… Inny wariant to frustracja z powodu kolejki do spowiedzi przedświątecznej. Owszem, tak bywa… Ale tydzień wcześniej tych kolejek nie było, o ślubie krewnego wiedzieliśmy od paru miesięcy, o własnym tym bardziej. A zatem i w takich sytuacjach warto spowiedź zaplanować. Jeżeli wdrożyliśmy się w rytm regularnego korzystania z sakramentu pokuty, to święta niczego tutaj nie zmienią, może poza jakimś przesunięciem terminu o tydzień czy dwa. Wpisujmy zatem regularną spowiedź w program naszego życia, nie bójmy się tych duchowych przystanków. SPOWIEDŹ RAZ W ROKU? Problem rzadkiego przystępowania do sakramentów świętych nie jest nowy. Zauważając go Sobór Laterański IV w 1215 roku wydał rozporządzenie, znane dziś jako przykazanie kościelne, o obowiązku przynajmniej jednej spowiedzi i przyjęciu Komunii Świętej w ciągu roku. (W nowym brzmieniu są to dzisiaj dwa przykazania: 2. Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty; 3. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą). Ustalając to minimum, rozumiano, że bez niego trudno będzie chrześcijaninowi żyć wiarą. Kontekst tego soborowego postanowienia był jednak inny. W średniowieczu wielu uważało się za niegodnych przystępowania do Stołu Eucharystycznego, dziś wielu chrześcijan uznaje się niemal za niezdolnych do grzechu ciężkiego, więc nieraz bardzo długo przyjmuje Komunię św., nie spowiadając się. Oczywiście nie mam zamiaru osądzać kogokolwiek, co więcej, jestem głęboko przekonany, że życie w stanie łaski uświęcającej przez długi czas jest możliwe. Jednakże, aby rozwijać się duchowo, potrzebna jest formacja sumienia, które w niełatwym, zabieganym świecie musi ciągle uczyć się odróżniania dobra od zła, tego co Boże, od tego, co Bogu wrogie. Regularna spowiedź będzie bardzo w takiej formacji sumienia pomocna. Dobrze wyraził tę prawdę papież Pius XII w encyklice „Mystici Corporis”: „Do szybszego postępu na codziennej drodze cnoty jak najusilniej zalecamy pobożny zwyczaj, wprowadzony przez Kościół pod natchnieniem Ducha Świętego, to jest korzystanie z częstej spowiedzi, dzięki której wzrasta prawdziwe poznanie siebie, pogłębia się chrześcijańska pokora, bywa wykorzeniana przewrotność obyczajów, kładzie się kres niedbalstwu i duchowej ospałości, następuje oczyszczenie sumienia i umocnienie woli, korzysta się ze zbawiennego kierownictwa duchowego oraz dokonuje się wzrost łaski mocą samego sakramentu”. Ustalenie terminu spowiedzi przyda się więc i wtedy, gdy nie popełniamy grzechu ciężkiego. Warto dodać, że Kościół zachęca do regularnej spowiedzi, odbywanej w odstępie dwutygodniowym, tych, od których oczekuje szczególnie intensywnego życia duchowego – od kapłanów i osób konsekrowanych. Artykuł publikujemy dzieki uprzejmości Przewodnika Katolickiego nr 12/2009. liczba odsłon: 3874 | dodano: 2009-03-20 13:54:29 Komentarze
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Format: 115 x 160 mm Liczba stron: 80. Skip to content. Kontakt; Moje konto; Koszyk; 022 512 00 96 | ksiegarnia@wierzymy.pl Książki.
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap ( ilość produktów: 2 ) Rachunek sumienia z ojcem Jordanem - Piotr Jordan Śliwiński OFMCap9,15 zł / wydania: 2018Strony: 80Autorzy: Piotr Jordan Śliwiński OFMCapOprawa: broszurowaFormat: 11,5x16 cmISBN: 9788327715951Radość z powrotu, o pokucie chrześcijańskiej - Piotr Jordan Śliwiński OFMCap17,02 zł / Piotr Jordan Śliwiński OFMCapISBN: 9788327717382
W Ebookpoint znajdziesz: Spowiedź. 5 problemów dużych 5 problemów małych, autor: Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, wydawnictwo: Wydawnictwo WAM. Produkt dostepny w formacie: Audiobook. 24 lipca 2019PolskaDziennikarka portalu Marta K. Nowak na potrzeby jednego z artykułów "zbierała materiały", wykorzystując do tego spowiedź. "Smutkiem przejmuje każdego katolika próba ingerencji w tajemnicę sakramentu Pokuty i Pojednania" - napisał w przesłanym KAI komentarzu o. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn, wyjaśniając również konsekwencje kanoniczne związane ze treść przesłanego komentarza: Smutkiem przejmuje każdego katolika próba ingerencji w tajemnicę sakramentu Pokuty i Pojednania. Każdy wierzący traktuje uczestniczenie w tym sakramencie jako powierzenie Bogu samemu swoich grzechów, z prośbą o ich wybaczenie. Kapłan, który w imieniu Boga wysłuchuje wyznania grzechów i je odpuszcza, jest związany tajemnicą, z której nikt i nic nie może go zwolnić. Jeśli ją złamie, grożą mu za to najsurowsze kary kanoniczne – ekskomunika wynikająca z samego faktu dokonania tego czynu (w prawie kanonicznym nazywa się ją ekskomuniką latae sententiae), której zdjęcie jest zastrzeżone Stolicy Apostolskiej. Kodeks Prawa Kanonicznego określa to następująco: „spowiednik, który narusza bezpośrednio tajemnicę sakramentalną, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej. Gdy zaś narusza ją tylko pośrednio, powinien być ukarany stosownie do ciężkości przestępstwa” (kanon 1388 § 1). Ten sam kanon (§ 2) podkreśla, że także inne osoby, które naruszają tajemnicę spowiedzi, a więc także nagrywający, „powinni być ukarani sprawiedliwą karą, nie wyłączając ekskomuniki”. Natomiast dekret Kongregacji Doktryny Wiary z 23 stycznia 1988: „Ad Poenitentiae sacramentum tuendum” stwierdza wprost: “Zachowując przepisy kan. 1388, ktokolwiek, jakimkolwiek środkiem technicznym cokolwiek w spowiedzi, prawdziwej lub udawanej, przez niego czy przez kogoś innego uczynionej, coś, co zostało powiedziane przez spowiednika lub penitenta nagrywa albo za pomocą środków masowego przekazu rozprzestrzenia popada w ekskomunikę latae sententiae”. Szacunek do podstawowych praw człowieka, w tym również do wolności sumienia i wyznania, sprawia, że również prawo państwowe szanuje tajemnicę spowiedzi. Spowiednik nie jest zobowiązany do składa zeznań na temat spraw, o których dowiedział się w spowiedzi. Zgodnie z art. 23 Kodeksu Cywilnego dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach. Pozostaje mieć nadzieję, że dziennikarze, szanując podstawowe prawa wierzących i Kościoła w Polsce, nie będą ingerować w tajemnicę Sakramentu Pokuty oraz znajdą inne – etycznie dopuszczalne – metody rozmawiania o niełatwych problemach moralnych. Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn *** Dr Piotr Jordan Śliwiński OFM Cap, w latach 2008–2012 studiował filozofię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, studia zakończył obroną pracy doktorskiej. Obecnie jest wykładowcą filozofii w WSD Kapucynów w Krakowie i adiunktem w Katedrze Lingwistyki Komputerowej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Jako duszpasterz pracował w Krakowie i Krakowie-Olszanicy. Współtworzy zespół prowadzący szkołę dla spowiedników, a w latach 2010-2014 był jej dyrektorem. Autor wieku książek i publikacji. KAI/kh Numer katalogowy: 2285785 Autor: Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Dystrybutor: WAM Opakowanie: pudełko Format: 13.6 x 18.7 cm Rok wydania: 2019 Data ukazania się w księgarni: 28.03.2020
Każdy, kto choć raz się spowiadał, ma własne doświadczenia, wątpliwości i pytania dotyczące tego sakramentu. Pytań zadanych w tej książce doświadczonemu spowiednikowi przez jego dwie dociekliwe rozmówczynie jest grubo ponad setka, musiał on zatem dwoić się i troić, by na wszystkie znaleźć przekonującą odpowiedź. Efektem jest wszechstronny leksykon sakramentu pojednania obejmujący wyłącznie sprawy ważne i przynosi odpowiedzi na wiele pytań: * kto wymyślił spowiedź? jakie były początki tego sakramentu, * jak ewoluowała jego forma? * dlaczego ludzie unikają spowiedzi? * czym najczęściej grzeszą spowiednicy? * czy klerycy w seminarium mają praktyczne ćwiczenia ze spowiadania? * czym jest grzech? ile musi ważyć grzech, żeby był ciężki? * jakie pokusy niesie ze sobą Internet? czy przez Internet można się spowiadać? * czy zawsze można uniknąć wzięcia lub dania łapówki? * czy dziś seks jest jeszcze grzechem? * jak bardzo spowiednik może wnikać w problemy penitenta? * kiedy warto się zdecydować na stałego spowiednika? * kiedy wolno ujawnić tajemnicę spowiedzi? * czym różni się spowiedź od psychoanalizy? czy spowiedź może prowadzić do nerwicy? * jak zrobić dobry rachunek sumienia? * czy żal za grzechy trzeba odczuwać? * czy pokuta to to samo co zadośćuczynienie?Ojciec Piotr Jordan Śliwiński dał się poznać jako znakomity spowiednik, kierownik duchowy i rekolekcjonista osób konsekrowanych i świeckich. Jest doktorem filozofii, wicerektorem i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie, kierownikiem Sekcji Filozoficznej Polskiego Towarzystwa Teologicznego, współpracownikiem Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych w Krakowie, autorem publikacji z zakresu filozofii, antropologii kultury i nowej z innymi kapucynami prowadzi Szkołę dla Spowiedników, której celem jest umożliwienie księżom pogłębienia wiedzy, dzielenia się doświadczeniem oraz szukania odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Program szkoły uzyskał aprobatę Komisji Duchowieństwa Konferencji Episkopatu Polski, która objęła ją swoim patronatem. Spotkania Szkoły dla Spowiedników odbywają się w Skomielnej Czarnej niedaleko Krakowa.
Zanim spowiednik zacznie oceniać, powinien dobrze zorientować się w sytuacji penitenta: społecznej, psychicznej, moralnej. Powinien być solidarny z penitentem. Dopiero potem może odwoływać się do zasad moralnych - mówi o. dr Piotr Jordan Śliwiński, przedstawiając naukę płynącą z praktyki św. Leopolda Mandicia.
Spowiedź to duchowa reanimacja, a osoby, które do niej przystępują nie są samotne, one powinny pamiętać, że uczestniczą w wielkiej koalicji przeciwko grzechowi - mówi w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej znany duszpasterz, kapucyn o. Piotr Jordan Śliwiński, założyciel Szkoły dla Spowiedników. W rozmowie wyjaśnia, dlaczego spowiedź wspomaga rozwój duchowy, jaki jest jej wymiar społeczny, jak wygląda przeciętna spowiedź Polaka. KAI: Jakie jest znaczenie spowiedzi dla rozwoju wiary, czy można ją pominąć i uznać, że bez niej sobie poradzimy? O. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.: Sakrament pokuty zakłada wiarę, ponieważ jest przeznaczony dla osób ochrzczonych, które poprzez grzech zatamowały życie łaski w sobie albo ją osłabiają przez grzechy lekkie. Spowiedź przywraca do życia łaski i pełnej relacji z Bogiem i Kościołem. Ale człowiek, który wyznaje swoje grzechy w konfesjonale otrzymuje coś jeszcze - łaskę uczynkową, czyli tak potrzebne łaski i siły duchowe od Pana Boga, aby przeciwstawić się grzechowi. To powrót do życia i reanimacja duchowa, szansa na uporządkowanie swojego życia. Sakrament pojednania jest konieczny dla naszego życia duchowego, ponieważ przywraca nasze naruszone relacje z Kościołem, z Bogiem, przywraca jedność ze wspólnotą Boga i ludzi, odbudowuje relacje. Nie jest to więc tylko sprawa indywidualna i intymna, spowiedź ma również konkretny wymiar społeczny? To jest problem celebracji sakramentu spowiedzi w Kościele polskim. Ciąży nad nami taka mentalność, że idę do konfesjonału, żeby spotkać się z kapłanem przede wszystkim. I wtedy często gubimy świadomość, że w osobie kapłana spotykamy się z całym Kościołem, szafującym miłosierdziem, które pozostawił nam Chrystus. Myślę, że brakuje nam ciągle świadomości wymiaru wspólnotowego sakramentu pokuty i pojednania. On powinien ujawnić się w wymiarze społecznym, prowadzić do prośby o przebaczenie i pojednanie, powrotu do solidarności. To nie przypadek, że Jan Paweł II mówił o solidarności sumień. Czytamy w Ewangelii według świętego Mateusza, że Chrystus nakazuje: "Idź, pojednaj się z bratem, a potem dary swoje złóż". Często odnosimy te słowa do Eucharystii, ale trzeba je za Karlem Rahnerem odnieść także do Sakramentu Pojednania. Przeproszenie przed Eucharystią swoich bliskich, członków rodziny, tych wszystkich, których uraziłem - powinno być oczywiste. W mojej rodzinie był zwyczaj, że przed sakramentem spowiedzi przepraszałem rodziców za to, czym zawiniłem, ale też sam byłem przepraszany przez nich, jeśli zostałem niesprawiedliwie czy nieadekwatnie skarcony. Z sakramentem łączy się też warunek zadośćuczynienia. Kojarzy się on nam z czymś bardzo osobistym, modlitewnym, ale nie można sprowadzić wszystkiego do wymiaru modlitewnego, do westchnięcia do Boga. Jan Paweł II w adhortacji "Reconcilliatio et paenitentia" mówi, że zadośćuczynienia nie może ograniczyć się do wymiaru modlitewnego, że konieczne jest także konkretne zwrócenie się ku drugiemu człowiekowi. Jeśli ktoś spowiada się, że ma za mało czasu dla swojej rodziny, nie wolno mu ograniczyć się do modlitwy, powinien starać się znaleźć więcej czasu dla najbliższych. Jeśli ktoś jest alkoholikiem, musi za swój grzech przeprosić otoczenie i naprawić, w miarę możliwości, wyrządzone szkody. Wymiar społeczny jest więc bardzo mocno podkreślany - i realizowany. Nikt nie jest samotną wyspą... Dużo ostatnio słyszy się o organizowaniu Nocy Konfesjonałów. Podobno spotyka się to z dużym odzewem, wiele osób z tego korzysta. Czy świadczy to o ożywieniu tego sakramentu, może chodzi o bardziej komfortowe warunki do odbycia spowiedzi? W wielu diecezjach coraz częściej takie Noce są organizowane, nieraz na stałe są wpisywane do kalendarium wydarzeń diecezjalnych. Wydaje mi się, że jest to dobry pomysł, można jedynie obawiać się, żeby to nie była jednorazowa akcja. Sakrament pokuty i pojednania potrzebuje dobrej i mądrej reklamy, także wśród ludzi wierzących. Ale z dobrym duszpasterstwem w konfesjonale łączy się kilka problemów. Po pierwsze - generalnie istnieje potrzeba dostosowania czasu spowiadania do potrzeb współczesnego człowieka. On się bardzo przesuwa i na przykład w kościele kapucynów w Krakowie mamy doświadczenie spowiadania kilka razy w tygodniu do godz. Po drugie, zmieniają się nie tylko warunki, ale też potrzeby penitentów - coraz więcej osób mówi w konfesjonale, że potrzebują kierowników duchowych. Stawiają wyższe wymagania spowiednikom. Coraz częściej pytają o trudne problemy moralne. Z drugiej strony jest coraz więcej osób samotnych w naszym społeczeństwie, dla których kapłan jest jedyną osobą, z którą mogą porozmawiać. I to wykracza poza ramy sakramentu pokuty, bo ktoś klęka w konfesjonale i zamiast mówić o grzechu, wyznaje: chciałbym porozmawiać. Nie wyznaje swoich grzechów, a opowiada o ciężkiej sytuacji życiowej i chce z kapłanem porozmawiać w cztery oczy, także poza konfesjonałem. Czy właśnie z takich powodów uruchomił Ojciec Szkołę dla Spowiedników? Zakładając ją wychodziliśmy z założenia, że spowiednicy, pracujący w specyficznych środowiskach, odczuwają potrzebę formacji - duchowej, wiedzy psychologicznej, kulturowej, komunikacji językowej. Ksiądz ma liczne problemy ze spowiadaniem, gdy najpierw spowiada dziecko, a za chwilę profesora akademickiego, później zaś starszą osobę i musi się dostosować do poziomu języka penitenta, z którym rozmawia. Kwestie duchowe i teologiczne są oczywiście najważniejsze i istnieje potrzeba ich omawiania, ale wciąż trzeba zastanawiać się, czy została nawiązana właściwa komunikacja. Czy istnieje jakaś typowa spowiedź Polaka? Trudno jest uogólniać. Inaczej ludzie spowiadają się na Podhalu, inaczej w innych regionach kraju. Religijność łączy się w konkretną kulturą lokalną i zależy od pracy duszpasterskiej. Ale coraz bardziej ujawnia się w sakramencie pokuty potrzeba opieki indywidualnej, ponieważ wiele rzeczy jest niezrozumianych, więc trzeba je spokojnie wyjaśniać. W trakcie sprawowania sakramentu nieraz słychać echo opinii medialnej, a nie stanowiska Kościoła, jest potrzeba wyjaśniania i rozumienia. Często powtarzam, że sakrament pokuty kojarzy nam się z lękiem. Mamy przed oczami samotnego i przestraszonego penitenta, który staje sam wobec Boga, kapłana, Kościoła. I czuje się sam oskarżony, biedny. I nie zauważa, że jest w wielkiej koalicji przeciw grzechowi, że nie jest sam, doświadcza wielkiej przyjaźni, uczestniczy w święcie miłosierdzia, spotyka miłość Boga. (KAI) Daj się Bogu pokochać Pokuta kojarzy nam się z dużym poświęceniem, wyrzeczeniami, a nawet z czymś strasznym i nieludzkim. Często nosimy w sobie obraz pokutujących ludzi, którzy są skoncentrowani na sobie i swoim cierpieniu, samotni, poranieni i s Spis zagadnieńCzy potrzebuję spowiedzi, skoro wielu ludzi się nie spowiada?Dlaczego wyznajemy nasze grzechy?Czy spowiedź mogłaby być dobrowolna?Czy spowiedź to tylko przepustka do innych sakramentów?Czy spowiedź to pusta formalność?Pierwsza spowiedź dzieciDlaczego tak mało wiemy o spowiedzi?Spowiedź jako umocnienie przeciwko pokusomSpowiedź a wybaczenieOdkładanie spowiedziBrak potrzeby spowiedziSpowiedź za granicąCzy można zachęcić kogoś do spowiedzi po latach?Dlaczego przed księdzem, a nie przed innym wiernym muszę wyznawać grzechy?Czego potrzebuje ksiądz, żeby być spowiednikiem?Czy każdy ksiądz musi spowiadać?Jak zostać spowiednikiem?Czy spowiednik jest kimś „lepszym” od penitenta?Jak spowiadają się księża?Na co zwracać uwagę w wyborze spowiednika?W jakim wieku powinien być spowiednik?Czy warto mieć stałego spowiednika?Stały spowiednikZmiana kierownika duchowegoPrzywiązanie do spowiednikaZakochanie w spowiednikuNie wiem, jak się spowiadaćNie wiem, z czego się spowiadać. Jak zacząć rachunek sumienia?Co zrobić, gdy nie wiem, że coś jest grzechem?Co jest najważniejsze w dobrym rachunku sumienia?Kiedy jest najlepszy czas na rachunek sumienia?Czym jest rachunek sumienia? Czy traktować go jako modlitwę?Rachunek sumienia a obraz BogaCzy obowiązkowa regularna spowiedź nie utrudnia dobrego rachunku sumienia?Czy przed spowiedzią warto spisywać grzechy?Czy w rachunku sumienia skupiać się tylko na grzechach, czy też na ich przyczynach?Co to jest sumienie?Czy w rozeznawaniu grzechu ważniejsze jest sumienie czy nauczanie Kościoła?Czy o wątpliwościach warto rozmawiać z księdzem?Czy sumienie rozwija się razem z człowiekiem? Na czym polega „formowanie sumienia”? Co to jest grzech?Jak rozpoznać w swoim życiu, co jest grzechem?Co to jest grzech przeciwko bliźniemu?Czym grzech ciężki różni się od lekkiego?Czy ma sens spowiadanie się z samych grzechów lekkich?Czy każde zło jest grzechem?Czy nałóg to też grzech?Czy w różnych sferach życia mogę mieć różną moralność?Czy grzech jest tym samym co błąd?Wrażliwość sumieniaSpowiedź bez rachunku sumieniaGrzechy językaOcena grzechu a uczuciaCudze grzechy na spowiedziSeksualność po ślubieSfera seksualna przed ślubemAntykoncepcja w małżeństwieSpowiedź po rozwodzieCzy sam fakt wspólnego zamieszkania jest grzechem sam w sobie?Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mnąNie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremnoPamiętaj, abyś dzień święty święciłCzcij ojca swego i matkę swoją Nie zabijajNie cudzołóżNie kradnijNie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemuNie pożądaj żony bliźniego swegoAni żadnej rzeczy, która jego jestStres przed spowiedzią. Jak pokonać wstyd i nieśmiałość?Czy można uniknąć zdenerwowania przed spowiedzią?Spowiedź jako obowiązekJaki czas przeznaczać na spowiedź?Co robić w kolejce do spowiedzi?Gdzie powinien znajdować się konfesjonał?Czemu służy konfesjonał?Czy warto przystępować do spowiedzi spontanicznie?Czy możliwa jest spowiedź na odległość?Spowiedź w czasie MszyJak radzić sobie z hałasem podczas spowiedzi?Czy spowiedź poza konfesjonałem jest lepsza?Lęk przed księdzemNiezrozumienie księdza z powodu hałasu w kościele Mimowolne „podsłuchiwanie” spowiedzi innychJaka powinna być moja postawa podczas spowiedzi?Czy podczas spowiedzi trzeba znać formułki?Czy ważne są kolejność i kontekst wyznawanych grzechów?Czy ksiądz musi usłyszeć i zrozumieć wszystkie grzechy?Dlaczego księża dopytują o różne sprawy?Czy powinniśmy starać się mówić jak najkrócej?Czy konieczne jest podawanie liczby grzechów?Notowanie grzechówCo to jest spowiedź dojrzała?Czy spowiedź może być źródłem emocjonalnego wsparcia?Czy spowiedź może mieć wymiar terapeutyczny? Czy spowiadać się, aby poczuć ulgę?Jaka jest granica między spowiedzią a terapią?Jakie sytuacje są najtrudniejsze dla spowiednika?Czy księża są trudniejszymi penitentami?Tajemnica spowiedziCzy spowiedź musi boleć?Gesty podczas spowiedziJak zachować się, gdy w konfesjonale poczuję się obrażony?Lekceważenie, niekompetencja, brak zrozumieniaZbytnia pobłażliwość spowiednika„Przestępstwa” w konfesjonaleSpowiedź pod przymusemSpowiedź ze strachuSkrupułySpowiedź osób z zaburzeniami psychicznymiCzy są sytuacje, gdy spowiedź może szkodzić?Czy księża mają problemy związane z posługą w konfesjonale?Dwa rodzaje spowiedzi o wątpliwym charakterzeDługa przerwa w spowiedzi z powodu zranieńSpowiedź a siły diabelskiePo czym poznać, że spowiedź była owocna?Spowiedź generalnaGrzechy spowiednikaZranienie przez grzechy spowiednikaSpowiedź w przypadku depresjiUczucia na spowiedziNiecierpliwość księdza Co dzieje się w momencie rozgrzeszenia?Czy w sakramencie pojednania Bóg jest bardziej naszym sędzią czy lekarzem?Kiedy ksiądz może odmówić rozgrzeszenia?Co to jest zadośćuczynienie?Czy zadośćuczynienie jest tym samym co pokuta?Kiedy należy odprawić pokutę?Czy pokuta może być za lekka?Czy pokuta to ćwiczenie czy kara?Ksiądz nie potrafi powiedzieć tego, czego bym oczekiwałaNiepokój po spowiedziZadawanie modlitwy jako zadośćuczynieniaPowracająca autoerotykaSpowiedź a wymuszona przemoc Powracający grzech a wybaczenie BogaŻal za grzechyDLACZEGO MUSIMY SIĘ SPOWIADAĆCzy potrzebuję spowiedzi, skoro wielu ludzi się nie spowiada?Po co w ogóle się spowiadać? To pytanie towarzyszy katolikom coraz częściej. Wielu wiernym na Zachodzie wystarcza spowiedź powszechna będąca stałym elementem podczas Mszy Świętej. Spowiedź indywidualna zanika. Czy Kościół katolicki ma dobrą odpowiedź na pytanie: po co się spowiadać?Zawsze gdy mówimy o napięciu między doktryną i praktyką duszpasterską, trzeba rozpatrywać kontekst konkretnej grupy wiernych, konkretnej wspólnoty lokalnej. Wtedy łatwiej zrozumieć powody ewentualnych różnic i napięć. Praktyka, która istnieje w różnych miejscach, może czasami odbiegać daleko od tego, czego naucza Kościół. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być wielorakie. Domagają się one wytrwałego nauczania i poprawiania błędów. To dotyczy również nabożeństwa pokutnego z równoczesnym rozgrzeszeniem wielu penitentów. Nauczanie Kościoła jest jednak jednoznaczne. Ta forma jest traktowana przez Kościół jako forma nadzwyczajna, a ponadto zostało jasno określone, kiedy może być wierzących nieraz wyprzedzała zmiany w nauczaniu Kościoła. Ten fakt jest często przywoływany podczas sporów teologicznych. Wielu katolików żyjących tam, gdzie praktyka spowiedzi usznej zanika, nie widzi już jej potrzeby, a jednocześnie czują się pełnoprawnymi członkami Kościoła. Być może więc w przyszłości spowiedź w formie, jaką znamy, nie będzie już nikomu potrzebna?Praktyka wiernych może się ścierać z nauczaniem Kościoła, kiedy nauczanie w jasny sposób czegoś nie określa. W przywołanym przypadku mamy jednak jednoznaczne określenia Stolicy Apostolskiej dotyczące tego, jak i kiedy można używać wspomnianej wyżej nadzwyczajnej formy spowiedzi. Jest to więc ewidentne łamanie dyscypliny i nauczania Kościoła. Pamiętam, jakie zdziwienie wywoływałem podczas pobytu w niektórych krajach zachodnich, gdy siadałem w konfesjonale. Ale z czasem ludzie zaczęli przychodzić do spowiedzi. Nie powiedziałbym więc, że w takich krajach nie ma w ogóle potrzeby celebracji usznej formy sakramentu pokuty i pojednania. Jest ciekawe, że w niektórych Kościołach protestanckich, w których praktykuje się tylko nabożeństwo pokutne, pojawia się tęsknota za indywidualną formą pojednania. Oczywiście, w związku z tym, że tam nie ma kapłaństwa w naszym rozumieniu, trudno mówić o sakramencie. Wprowadzane są natomiast takie praktyki, jak rozmowa z pastorem oraz indywidualne wyznanie grzechów połączone z modlitwą nad tą osobą, która przychodzi wyznawać grzechy. Taki kierunek rozwoju przecież o czymś więc, że zbyt często podkreślamy proces odchodzenia od spowiedzi, podczas gdy występują także procesy wyznajemy nasze grzechy?Skąd wzięła się w Kościele praktyka spowiedzi indywidualnej? Gdy w Ewangelii czytamy: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20,23), nie ma tam mowy o wyznawaniu grzechów. Wydaje się, że Jezus nie uczynił z niego warunku odpuszczenia dogmatyczne Kościoła na Soborze Trydenckim, mówiące o sakramencie pokuty i pojednania, gdy odwołuje się do powyższego fragmentu Ewangelii św. Jana, rozumie go jako powierzenie Kościołowi władzy odpuszczenia grzechu. Kościół w swej historii różnie realizował tę władzę. Ale dopiero w odpowiedzi na negację sakramentu pokuty w czasie reformacji doprecyzowano sposób, w jaki ta władza ma być sprawowana. W kolejnych wiekach nieco się zmieniała, aż doszła do postaci, którą dzisiaj znamy. W historii widać tendencję do łagodzenia tej praktyki. Powiedziałbym, że w coraz większym stopniu pochyla się ona nad człowiekiem, który jednak Jezus, gdy odpuszczał komuś grzechy, jak choćby podczas uzdrowienia paralityka w Kafarnaum (Mk 2,5, Łk 5,20), nie wymagał od nikogo ich wyznawania. W Ewangelii faktycznie znajdujemy sytuacje, w których Chrystus przebacza komuś grzechy: „Odpuszczają ci się twoje grzechy”. Chrystus jednak dysponował darem przenikania sumień. To był jeden z Jego boskich atrybutów. W Kościele jest praktyce Kościoła możemy znaleźć u niektórych spowiedników jakieś dary charyzmatyczne, ale z założenia szafarz sakramentu ich nie posiada. W związku z tym pojawia się potrzeba wyznania grzechu. Poza tym Apostoł Jakub pisze: „Wyznawajcie sobie nawzajem grzechy” (Jk 5,16), a więc widzi też potrzebę pojednania. Wyznanie grzechów nie jest tylko problemem z zakresu wiedzy, lecz przede wszystkim świadomości tego, który przyznaje, że zgrzeszył. Zresztą we wzorcowej dla tej sytuacji przypowieści o synu marnotrawnym jest napisane: „Pójdę i powiem: ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie” (por. Łk 15,18). A więc moment wyznania jest jednoznacznie w przypowieści o synu marnotrawnym chodzi o wyznanie kierowane bezpośrednio do tego, kogo skrzywdziłem. Idę i proszę go o przebaczenie. Idę do Tego, wobec którego zawiniłem – wobec Boga i dlaczego – skoro już mam świadomość grzechu i przyznaję się do niego wobec Boga – muszę jeszcze iść do kapłana, by to załatwić wręcz urzędowo przed przedstawicielem Kościoła? To nie wobec tego kapłana się. Z tym że – po pierwsze – grzech ma wymiar społeczny. Grzech nie uderza tylko w konkretną osobę. Jeżeli zacznę o kimś plotkować czy mówić nieprawdziwe rzeczy, to nie uderzę osobiście tylko w niego, lecz mój grzech uderza także w Kościół, a wręcz w Chrystusa obecnego w Kościele. Grzesząc, odłączam się od Chrystusa, zwłaszcza grzesząc śmiertelnie, i tym samym odłączam się od Kościoła. Grzech po prostu niszczy relacje do Boga, człowieka, wspólnoty. Z tego powodu wyznanie grzechów ma miejsce w można zrozumieć grzechu ani uświadomić sobie jego tragiczności, jeżeli zabraknie nam wiary. Muszę najpierw wierzyć w Chrystusa i Chrystusowi oraz wierzyć w Kościół jako wspólnotę przez Niego chcianą, jako Jego Ciało mistyczne. Dopiero dzięki tej świadomości jestem w stanie zrozumieć, jakie skutki wywołuje do tego wszystkiego można dojść bez spowiedzi usznej!Proszę dostrzec kluczową rzecz. W celebracji sakramentu pokuty zaczęło dominować indywidualistyczne nastawienie, przekonanie, że oto spotykam się ja z księdzem. Bardzo indywidualistycznie jest też rozumiany grzech, wobec czego gubi się świadomość jego wymiaru społecznego. Tym samym mało kto postrzega spowiedź jako sakrament dotyczący życia we wspólnocie Kościoła, o czym dopiero co jesteśmy przekonani, że Chrystus powierzył Kościołowi władzę odpuszczania grzechów, to Kościół, świadom tego, może ją sprawować w taki czy inny sposób. W związku z tym dzisiaj uznaje, że będzie robił to tak, jak robi. Kościół nie rezygnuje z uświadamiania społecznego wymiaru ludzkiego życia, a także popełnianych Ojciec uwagę na wspólnotowy charakter spowiedzi. Czasami podkreśla go nabożeństwo pokutne. A z drugiej strony praktyka jest wręcz odwrotna – stawianie na indywidualny wymiar spowiedzi, który łatwo odrywa ją od wymiaru sakramentu pokuty przystępuje się publicznie. W kościele konfesjonał stoi w miejscu publicznym. Świątynia jest jakimś symbolem wspólnoty Kościoła, jej znakiem. Sakrament pokuty nie jest schowany, nie sprawuje się go potajemnie, tylko w przestrzeni publicznej. Więc powiedziałbym, że za słabo odczytujemy te znaki. Zawsze lubię podkreślać, że mnie w domu uczono, gdy byłem mały, że idąc do sakramentu pokuty, trzeba starać się przepraszać domowników za wyrządzone zło. To był ten wymiar pojednania wspólnotowego. Ale uczyłem się, że moi rodzice też to robili. Jeżeli coś było nie tak, to przed sakramentem pokuty też mnie przepraszali. Myślę, że tu dużą wagę trzeba przyłożyć do formacji, bo wymiar społeczny sakramentu pokuty ma być ciągle obecny, że to jest pojednanie z Bogiem, ale także ze wspólnotą czy wspólnotami, w których jesteśmy. Grzech nie jest tylko moją indywidualną sprawą. Ja go popełniam i on zawsze rozbija moją więź z Bogiem i z Kościołem, czyli zawsze jakoś godzi w Kościół – nawet jeśli nikt mnie nie sobie zadają sobie pytanie: skoro Jezus przebaczył nam grzechy na krzyżu, skoro to już się dokonało, to po co mam ciągle chodzić do spowiedzi?Lubię w takich przypadkach cytować świętego Augustyna: „Bóg odkupił nas bez nas, ale bez nas nie może nas zbawić”. Owszem, w Chrystusie dokonało się odkupienie wszystkich moich grzechów, ale tylko ja mogę swoimi czynami sprawić, że to odkupienie będzie działało we mnie, czyli będę korzystał z tego, co Chrystus dla mnie uczynił. Albo mogę się na to zamknąć spowiedź mogłaby być dobrowolna?Czy praktyka spowiedzi nie mogłaby być dobrowolna? Dla wielu osób jest tylko obowiązkiem i koniecznością, a nie doświadczeniem duchowym. Takiemu przeżywaniu spowiedzi sprzyja właśnie jej obligatoryjność, która nieraz odziera ją z wymiaru intencję tego pytania. Żyjemy w czasach, kiedy wszelki nakaz traktujemy jako ograniczenie ludzkiej wolności. Tak samo podchodzimy do spowiedzi. A przecież spowiedź daje mi wolność, oznacza chęć zerwania z tym, co mnie w sensie właściwym ogranicza. Nikt przecież nie mówi, że muszę się spowiadać. Nikt mi nie przykłada pistoletu do głowy. Oderwałem się od wspólnoty z Bogiem i z Kościołem, teraz płacę za to zasadniczo inne podejście do obowiązku spowiedzi niż to przedstawione w pytaniu. Traktuję zawsze element pokuty jako olbrzymi prezent. Wystarczy wspomnieć kontekst historyczny. W czasach prześladowań pierwsi chrześcijanie stawali przed rzymskim sądem i niektórzy z obawy przed torturami zapierali się wiary. Wyparcie się wiary domagało się pojednania sakramentalnego i określonej pokuty. Gdyby jej nie było, to choć Kościół ich nie odrzucał, mówił: „Niech pokutują!”, a rozgrzeszenie przychodziło później. Później, gdy takich ludzi było już sporo, zaczęto myśleć nad zmianą praktyki pokuty, gdyż ci ludzie chcieli z powrotem korzystać z sakramentów i brać udział w Eucharystii. Pojawił się problem, jak odpowiedzieć na ich potrzebę. Czy ciągle trzymać ich poza wspólnotą Kościoła, czy pozwolić im na powrót? Dalsza ewolucja sakramentu pokuty zmierzała ku temu, aby był on jak najmniej uciążliwy. Oczywiście uciążliwy będzie zawsze, ponieważ dotyczy moich grzechów. Często boję się o nich mówić do lustra, a podczas spowiedzi mam je wyznać innemu człowiekowi. Kościół ma świadomość, o jak wielkim trudzie jest tu mowa. Ale w rozwoju rozumienia pokuty widać ciągle łagodzenie jej rygoru. Oczywiście, ono musi mieć swoje granice. Taką granicą jest choćby świadomość grzechu, to, że Kościół może grzechy odpuścić, jeżeli ktoś prosi o ich przebaczenie, czyli powie, że żałuje za to, co jest grzechem; jeżeli zaś o to nie prosi, Kościół nie ma wówczas spowiedzi sprowadza wszystkich do jednego poziomu, chociaż ludzie mają przecież różne skale przeżywania wiary. Wielu katolików uważa życie duchowe za coś indywidualnego i osobistego. Aż tu nagle muszą zmierzyć się ze stwierdzeniem, że katolik musi się raz w roku wyspowiadać. Niektórzy ludzie przeżywają swoją wiarę w taki sposób, w którym nie ma potrzeby spowiedzi usznej, więc jej wymóg odbierają jako opresję. Sądzę, że tu zderzają się dwie różne koncepcje człowieka. Jedna mówi o człowieku, który z grzechem staje przed kochającym Bogiem, a Ten kocha człowieka pomimo wszystko. To jest prawda o sakramencie pokuty. Na to nakłada się współczesne myślenie, że człowiek w zasadzie jest bezbłędny, najlepszy, doskonały, więc ma prawo o wszystkim decydować. I że to on sam jest w centrum. Kiedy więc człowiek ma sobie powiedzieć: „To było złe, tamto było złe”, to wówczas przeżywa swoistą detronizację. Musi zrezygnować z tego, co proponuje mu dzisiejsza kultura. Myślę, że chodzi tu właśnie o zderzenie tych dwóch tak właśnie wielu katolików przeżywa spowiedź: jako poniżenie. Człowiek może mieć świadomość, że jest grzeszny, niedoskonały, że postępuje źle, bez konfrontacji z kapłanem. Po co dodatkowo katować się opowiadaniem o swoich grzechach?Sakrament pokuty naprawdę mnie nie poniża. Owszem, on mówi bardzo trudną prawdę o mnie, ale to nie jest spotkanie z kimś, kto chce mi przyłożyć, ustawić mnie pod ścianą. Na takie błędne postrzeganie wpłynęło wieloletnie rozumienie sakramentu pokuty jako procesu sądowego, natomiast jeżeli wyjdziemy od źródeł biblijnych, to wszystkie obrazy związane z pojednaniem są obrazami rodzinnymi: miłosierny ojciec, przytulenie, przyjęcie, przebaczenie, powrót – to metafory, które mówią o podniesieniu człowieka. Mentalność nowożytna i współczesna próbują to traktować jako poniżenie człowieka. To jest zasadnicza różnica. Chrystus, a za Nim Kościół, widzi w spowiedzi możliwość wywyższenia człowieka, odnowienia godności dziecka Bożego, która przez grzech została jako duszpasterz widzę, że niewiele z tego sobie uświadamiamy, co z kolei wynika z pewnych błędów. Na przykład do sakramentu pokuty jesteśmy przygotowywani tylko przed pierwszą spowiedzią, która najczęściej odbywa się w wieku dziewięciu lat. A przecież dzięki psychologii rozwojowej wiemy, że już trzynastolatek zupełnie inaczej podchodzi do sakramentu pokuty. Jeżeli nie uzyska pomocy, by dorastać w tym sakramencie, to następuje proces infantylizacji, którego klasycznym przykładem mógłby być dorosły mężczyzna, mówiący, że nie słuchał mamusi. Ograniczenie przygotowywania do tego sakramentu jedynie do okresu przed pierwszą spowiedzią, do której przystępuje się, drżąc jak osika, sprawia, że nie rozumiemy później spowiedzi jako daru olbrzymiego miłosierdzia, objawienia się Bożej bliskości i solidarności z człowiekiem biednym, grzeszącym. Pozostajemy na etapie jak w jednej z parafii, gdzie miałem akurat rekolekcje, rozmawiałem w drodze do kościoła z mężczyzną, który szedł akurat do spowiedzi, ponieważ… żona mu tak kazała. Wcześniej kazali rodzice, a teraz każe żona. Osoby się zmieniły, ale mechanizm pozostał. Proces formacyjny cały czas jest wyłącznie czy taka spowiedź w ogóle ma sens? Czy przynosi jakieś owoce duchowe? Myślę, że żona nie zmusza męża do spowiedzi pistoletem, lecz go motywuje. A jeżeli go motywuje i on decyduje się pójść do konfesjonału, to następnie ważne jest to, co w tym sakramencie zachodzi. W sakramencie spotyka się z żywym Bogiem. Jeżeli jest otwarty, wyznaje swoje grzechy tak, jak potrafi, to zawsze ma szansę na spotkanie z Bogiem. Nieraz zdarza się tak, że ktoś po wielu latach spowiedzi tego rodzaju nagle chce rozmawiać ze spowiednikiem, ponieważ coś wydarzyło się w jego życiu. Wtedy następuje spowiedź przełomowa. Nagle zaczyna rozumieć, że nie jest w duszącym gorsecie. Doświadczyłem wielu takich jest, żeby penitenta wówczas przyjąć i próbować z nim rozmawiać, chociaż często to jest bardzo trudne. Jeżeli ktoś przez trzydzieści pięć lat praktykował spowiedź szablonowo i infantylnie, to bardzo trudno jest podjąć rozmowę w sakramencie pokuty, bo człowiek ma wypracowany pewien nawyk. Ale ja wierzę w łaskę Bożą. Często cierpliwe tłumaczenie przynosi rezultat. Niedawno tłumaczyłem komuś długo, dlaczego coś jest grzechem. I choć rozmówca długo stawiał pytania i miał wątpliwości, to w końcu uznał, że popełniany przez niego czyn jest ludzie mają świadomość, że nie potrafią się spowiadać, że muszą się tego nauczyć?Kiedy człowiek przychodzi do spowiedzi i prosi, by pomóc zrozumieć czy właściwie przeżyć ten sakrament, to już jest to bardzo dużo. Nieraz są to osoby dotknięte jakimiś doświadczeniami życiowymi, które sprawiają, że są wewnętrznie rozbite. Kapłan powinien wtedy w kilku zdaniach wprowadzić go w poszczególne etapy spowiedzi, w rachunek sumienia, w żal za grzechy. Ludzie bardzo często wdzięcznie przyjmują taki rodzaj pomocy, a tak rozpoczęte spowiedzi są niezwykle owocne, bo przełamały jakiś lęk penitenta i stereotypowe podejście do przez obowiązek spowiedzi nie czuję się kimś gorszym, niż jestem?W historii Kościoła widać, że swojego czasu doszło do przeakcentowania ludzkiej grzeszności. Mówiono: „Jesteś, człowiecze, beznadziejny i tylko łaska Boża, tak daleka, tak trudno osiągalna, może cię uratować”. Właściwie doszło do tego, że pomiędzy „ja” i grzechem postawiono znak równania. Współczesne myślenie jest odwrotne: nie jestem zepsuty, nie jestem bezwartościowy, jest we mnie dobro. Czy konieczność spowiedzi nie zmusza nas do powrotu na dawne tory: skoro jestem grzesznikiem, jestem beznadziejny…?Ależ jest w nas dobro! Sakrament pokuty właśnie o tym mówi. To niesłychane wywyższenie człowieka. Bóg mnie tak kocha – to jest centrum tego sakramentu – że mnie przyjmuje i ciągle stawia na nogi. To właśnie ta wizja Boga znajduje się u podstaw spowiedzi. Praktyka Kościoła przez lata akcentowała element prawniczy – spowiedź jako rodzaj trybunału. Niektórzy historycy uważają, że na przykład biret, w którym ksiądz siadał dawniej w konfesjonale, był nawiązaniem do nakrycia głowy sędziego w procesie. Dzisiaj jeśli nawet sięga się do tej metafory, to mówi się o trybunale miłosierdzia. Dla mnie to niezbyt udana, by nie rzec kaleka, metafora, choć staram się zrozumieć, że tu dominuje miłosierdzie Boże. Lubię odwoływać się do ksiąg prorockich, choćby do Ozeasza, do wizji Boga stawiającego dziecko na nogi, pomagającego dziecku iść. To jest najważniejsze doświadczenie tego sakramentu. Z drugiej strony pojawia się to, o czym mówił też Jan Paweł II: człowiek nie jest w stanie siebie zrozumieć bez przyjęcia prawdy o swoim grzechu. Człowiek by chciał tę prawdę wyeliminować, bo ona nie jest miła. Kolejna rzecz, też wyrażona przez Jana Pawła II: człowiek nie jest w stanie siebie zrozumieć bez Chrystusa. Czyli jeżeli nie przyjmie prawdy o grzechu, to nie jest w stanie zrozumieć w pełni prawdy o śmierci Chrystusa za swoje grzechy, ale i mocy, którą otrzymuje dzięki Jego zmartwychwstaniu, dzięki Jego przejściu przez misterium paschalne. W Reconciliatio et paenitentia, adhortacji poświęconej sakramentowi pokuty, Jan Paweł II doskonale postawił myślę, że jeżeli sakrament pokuty osadzi się na paschalnym fundamencie – a więc jeśli mamy świadomość, że rozmawiamy z Chrystusem zmartwychwstałym, ale i zabitym za nasze grzechy – to doświadczymy w nim miłosierdzia. Muszę mieć ciągle świadomość, że udziela mi miłosierdzia Chrystus zmartwychwstały, który staje przede mną ze śladami męki. A więc mój grzech to nie jest „nic takiego”, on ma ewidentny ciężar. I to zarówno w historii zbawienia (mój grzech to konkretne cierpienie Zbawiciela), jak i w mojej historii jako człowieka: jestem grzesznikiem, ale to mnie nie poniża, ponieważ mam tak wielkiego tu nie ma napięcia między teologią a praktyką? Teologia prowadzi nas do Chrystusa przez grzech. Czy to nie odstrasza na poziomie praktycznym? Raczej bym powiedział, że teologia prowadzi nas do Chrystusa przez nie powinno być odwrotnie? Pamiętam młodzieńcze rozmowy o wierze z moimi przyjaciółmi ateistami. Uczono nas czterech praw życia duchowego, gdzie punktem drugim było stwierdzenie, że człowiek jest grzeszny. I na tym rozmowa często mogła się skończyć. Czy nie lepiej byłoby zaczynać właśnie od wizji pozytywnej – jest Chrystus, jest zbawienie i dopiero widząc Go, uświadamiam sobie…Ale jeżeli nie jestem grzeszny, to po co mi Chrystus? Dlaczego On umarł na krzyżu?To poważny problem w dialogu ze współczesnością. Oto my, chrześcijanie, chodzimy i mówimy ludziom, że są źli i grzeszni. Współczesny człowiek może nie rozumieć tej wizji, ponieważ wyrósł w atmosferze afirmacji życia i siebie powiedziałbym, że człowiek nie ma świadomości tego, że dokonuje w życiu nie tylko dobra, lecz również zła. Może się znieczulać, by mu ta świadomość nie doskwierała. Pius XII podkreślał, że największym grzechem współczesnego świata jest zatarcie poczucia grzechu. Jeżeli ja nie przyjmuję prawdy o własnej grzeszności, to po co mi Zbawiciel? Muszę się zderzyć z prawdą o sobie, że nie jestem zbawicielem siebie. Nie zbawię siebie nawet przez największy wysiłek. W pewnym momencie potrzebuję Zbawiciela. Myślę, że to jest zasadnicze dla chrześcijańskiego myślenia o ludzkiej wskazuje na dwa punkty przełomowe w naszym traktowaniu grzechów. Punkt pierwszy – myślę, że zbytnio podkreślany– to smutna prawda o mnie samym. Punkt drugi – to doświadczenie, że będąc grzeszny, nie jestem pozostawiony sam. Bóg dla mnie posłał Chrystusa, chociaż postępowałem paskudnie i oddaliłem się od Niego. Mógł mnie zostawić! Byłoby to sprawiedliwe. Tymczasem On mi daje spowiedź to tylko przepustka do innych sakramentów?Świadomość grzechu w misterium paschalnym można w pełni przeżywać w trakcie Eucharystii. Podczas niej od początku mamy świadomość swojego grzechu: jest spowiedź ogólna, jest przeproszenie za grzechy, jest też prośba o przebaczenie i o zlitowanie Boga. Czy dla wierzącego człowieka przeżywanie Eucharystii nie jest wystarczającym sposobem na głębokie życie religijne? Także w tym sensie, że mądrze rozpatruje swoją grzeszność, widzi swoją niewystarczalność i potrzebę relacji ze Zbawicielem?Już starożytne chrześcijaństwo powiedziało, że jest taki grzech, który uniemożliwia wejście w jedność eucharystyczną. Dzisiaj w teologii nazywamy to grzechem śmiertelnym. Starożytni chrześcijanie wyróżniali cztery takie grzechy: wyparcie się wiary, zabójstwo, cudzołóstwo, bałwochwalstwo – oddawanie czci fałszywym bogom. Kościół zyskał świadomość, że człowiek po chrzcie – a wtedy przyjmował go dorosły człowiek – może powiedzieć Bogu „nie”. Żeby wrócić do Eucharystii, potrzebował odpuszczenia grzechów. Sakrament pokuty jest jak wyciągnięcie ręki przez Pana Boga w moim nie rodzi się tu ryzyko patrzenia na spowiedź jak na pewną formalność, która polega na zdobyciu przepustki do uczestniczenia w Eucharystii i innych sakramentach? Pamiętajmy, że przystąpienie do Komunii wymaga, bym był bez grzechu ciężkiego. W takim przypadku spowiedzi grozi sprowadzenie do roli przepustki, a przecież ona jest czymś ważnym samym w sobie, jest spotkaniem z Chrystusem. Zresztą sama Eucharystia też jest zagrożona, gdyż możliwość spowiedzi wielokrotnej może ukształtować w nas przekonanie, że przystąpienie do Komunii Świętej to nagroda za to, że człowiek oczyścił się w spowiedzi. Trzeba tylko podjąć wysiłek pójścia do spowiedzi, ukorzenia się przed księdzem. Pojawia się mentalność zasługi, grożąca zwłaszcza praktyce dziewięciu pierwszych piątków miesiąca. Czasami mówiono, że jeśli ktoś odprawi dziewięć pierwszych piątków, to na pewno nie umrze w stanie grzechu ciężkiego czy nagłą śmiercią. Są różne formy tej spowiedzi jako przepustki jest widoczne gołym okiem, zwłaszcza gdy człowiek idzie do niej, znowu, z przymusu, ponieważ inaczej nie zostanie małżonkiem czy też nie przystąpi do grozi uprzedmiotowienie. W przywołanych przypadkach często spowiedzi towarzyszy podpisywanie karteczek. Ta praktyka jest moim zdaniem dyskusyjna, bo czasami ktoś do spowiedzi przychodzi nie po to, żeby się pojednać z Bogiem, ale po to, żeby dostać podpis. Dlatego gdy spowiadam, od razu proszę o kartkę i podpisuję, żeby ktoś nie myślał, że mu podpiszę dopiero, jak się ładnie wyspowiada. To dla mnie nie do przyjęcia. Podpisuję na wstępie również dlatego, że inaczej mogłoby dojść do pośredniej czy bezpośredniej zdrady tajemnicy spowiedzi. Nie poświadczam przecież, że dostał rozgrzeszenie, ale że był. Kwitek podpisuję od razu, a człowiek niech się spowiada, jeśli wierzy i chce. Zależy mi tylko na tym, żeby jego spotkanie z Bogiem było jak najbardziej autentyczne. A co do całej reszty – każdy ma więc wrogiem kartek do spowiedzi. Jednocześnie rozumiem, że ich stosowanie wynika z chęci, by na przykład sakrament małżeństwa był przeżyty godnie, a nie w stanie grzechu ciężkiego. Ostatecznie jednak uważam, że lepszym i ważniejszym rozwiązaniem jest rozmowa duszpasterska. Jeżeli w rozmowie kogoś nie przekonam do tego, żeby dobrze przeżył spowiedź, to formalne załatwienie sprawy niczego nie da. Znam też duszpasterzy, którzy prowadzą często dość trudną rozmowę na temat sakramentu pokuty i potrafią zachęcić do tego, żeby ktoś przyszedł do konfesjonału. A jeśli ma lęki, bo na przykład długo nie był u spowiedzi, to wskazują mu kogoś, kto pomoże przygotować się do sakramentu, a także sprawdzonego kapłana, z którym można spokojnie przeżyć ten sakrament. Myślę, że tkwi w tym ważna możliwość odnowy spojrzenia na sakrament spowiedź to pusta formalność?W przypadkach, o których mówimy, kluczowy jest kontekst polskiego Kościoła, który wrośnięty jest w naszą obyczajowość. Według pewnych badań ośmiu na dziesięciu ateistów chrzci nowe zjawisko: niewierzący, ale praktykujący. „Za moich czasów” więcej było wierzących i niepraktykujących. Może być inaczej. Ktoś jest niewierzący i docenia wartość rytuału chrześcijańskiego, a ponadto uczestniczy w tym rytuale świadomie. To inna sytuacja niż wówczas, gdy człowiek jest niewierzący i obojętny. Nie przeżywa rozterek, w pewnym momencie odkrywa, że nie wierzy, ale jest mu trudno odejść od form, pośród których osoba nie uczestniczy we wspólnocie wierzących, ale w pewnej wspólnocie kulturowej. Swojego wyboru nie opiera na wartościach, lecz na jakimś oportunizmie, wtapianiu się w mi się, że tak często jest, bo być może nie ma poważnego przekazu ze strony duszpasterzy: „Zastanów się, czy jeszcze wierzysz, czy na pewno chcesz chrzcić dziecko, czy na pewno chcesz zawrzeć sakrament małżeństwa?”.Może to prawda, ale dla pewnego kontrastu chciałbym tu powiedzieć o siostrach jadwiżankach wawelskich, których charyzmatem jest przygotowywanie ludzi dorosłych do sakramentów. Pracują nie tylko z katechumenami, ale też z dorosłymi ludźmi od lat nieobecnymi w Kościele, którzy powracają do sakramentu pokuty. To proces bardzo zindywidualizowany i świetnie prowadzony. Już mi się zdarzało spotykać penitentów, którzy powiedzieli, że właśnie przeszli takie przygotowanie z siostrą jadwiżanką. Ona też przychodziła z nimi do świątyni i modliła się podczas ich spowiedzi. Warto mówić także o takich jasnych miejscach w spowiedź dzieciJaki ma Ojciec stosunek do pierwszej spowiedzi dzieci? Czy zalecałby Ojciec różnicowanie wieku dzieci przystępujących do tego sakramentu w zależności od stopnia ich rozwoju?Myślę, że przede wszystkim pierwsza spowiedź musi być dobrze przygotowana. Przypominam sobie moją pierwszą spowiedź i z wielkim szacunkiem myślę o katechecie, który nas do niej prowadził. Nie baliśmy się spowiedzi. Ksiądz przyprowadził nas do konfesjonału, pozwolił nawet wejść do środka, sprawdzał, czy nas widać zza kratek. Przygotował nas, powiedziałbym, behawioralnie. Bardzo często powtarzał, że kapłan jest po naszej stronie, że ma nam pomóc. Spowiedź dziecka jest inna niż dorosłego, ale jest szczera, odprawiana z przejęciem. Trzeba więc unikać pewnych elementów, które mogą to zakłócić. Z największym niesmakiem zauważyłem pojawiający się zwyczaj filmowania dzieci idących do spowiedzi. Jest to religijna pornografia, na którą nie daję żadnej zgody. Jeśli natomiast chodzi o wiek, w jakim dzieci przystępują do spowiedzi po raz pierwszy, to mam wrażenie, że nie tylko osiem czy dziewięć lat jest wiekiem odpowiednim, lecz wręcz mogłyby to być dzieci młodsze. Proboszcz mego miejsca zamieszkania wprowadza wczesną komunię i przygotowuje pięciolatki i sześciolatki do spowiedzi. Oczywiście taka katecheza prowadzona jest wówczas inaczej niż standardowa, podobnie jak inne jest wtedy przygotowanie rodziców. To bardzo ważny aspekt całej sytuacji. Dramatyczne jest w moim odczuciu to, że dzieci nieraz do kolejnej spowiedzi przychodzą dopiero po roku. Samych dzieci nie sposób o to winić, po prostu zawodzi opieka rodziców. Dlatego wdrażanie rodziców w sakrament pokuty i pojednania również jest bardzo istotnym elementem przygotowania dzieci do pierwszej jaki jest sens w tym, żeby aż tak małe dzieci się spowiadały przed wczesną komunią? Wiadomo, że poczucie grzechu u sześciolatka nie będzie takie jak u ośmiolatka, nie mówiąc nawet o osobach dorosłych. Ale one już także mają poczucie grzechu, świadomość, że zrobiły coś niedobrego: jedno pobiło brata, drugie nie słuchało rodziców, kolejne dokuczało koleżance. Konieczne są dwa warunki. Pierwszy to odpowiednia formacja katechetów i spowiedników, żeby potrafili się komunikować z dzieckiem, mówić językiem dla nich zrozumiałym Drugi to wsparcie w rodzinie. Jeśli dziecko zostanie z życiem sakramentalnym pozostawione samo sobie, to będzie mu bardzo tak mało wiemy o spowiedzi?Spowiedź bywa przedstawiana jako prosta recepta na grzech. Człowiek mówi o złu, jakie się wydarzyło, jakiego dokonał, a ksiądz ma na to tylko jedną odpowiedź: „Idź do spowiedzi, wszystko będzie dobrze”. Ktoś zmaga się ze swoim życiem, nie zawsze czuje się gotowy do spowiedzi, a słyszy tylko sugestię, że spowiedź załatwi coś niejako automatycznie. Czy nie brakuje w Kościele katechezy, która by wyjaśniała, że spowiedź nie działa jak magiczne zaklęcie?W takim komunikacie z całą pewnością brakuje informacji, że pójście do spowiedzi ma sens wtedy, kiedy samemu się do tego dojrzeje. Stale podkreślam, jak ważny jest sam proces dojrzewania do wyznania też opinię, że zbyt często księża infantylizują spowiedź. „Zgrzeszyłeś, idź do konfesjonału – będzie po sprawie”. Czasami to, że sakrament pokuty istnieje, jest wręcz pretekstem do tego, żeby w ogóle nie przeżywać grzechu naprawdę. Niekiedy człowiek idzie do konfesjonału, żeby poczuć się lepiej, choć żadnej refleksji nad sobą nie podejmuje – wystarcza mu spełnienie obrzędu. Ale to nie jest problem samego sakramentu, tylko efekt słabości katechezy. Jak więc to zmienić, również w katechezie?Przede wszystkim sakrament spowiedzi musi być obecny w nauczaniu. Nie tylko w katechezie szkolnej, ale w nauczaniu zwyczajnym, na Mszy, w czasie kazania. W tej chwili w czasie Mszy dominują homilie, czyli komentarze do czytań mszalnych. Dawniej, po Soborze Trydenckim, funkcjonował obowiązek nauczania katechizmu przed sumą. Są jednak takie czytania w liturgii słowa, w których kontekst można wpisać sakrament pokuty. Są też pewne okresy „mocne”, które sprzyjają katechezie o sakramencie pokuty, takie jak Adwent i Wielki Post. Ciągle chętnie powtarzam, że doskonałą okazją do takiej katechezy są kazania pasyjne, gdy rozważa się mękę Pańską. Poza tym takie nauczanie nie musi mieć tylko formy mówionej. Podczas dorocznej kolędy można mówić nie tylko o tynkowaniu kościoła, ale też o przeżywaniu sakramentu pokuty. Dzisiaj za niewielkie pieniądze duszpasterz może przygotować dla swoich parafian niewielką broszurę na ten katecheta będzie wracał do tematu spowiedzi podczas lekcji religii, nawet jeśli nie ma tego w programie. Choćby w formie zachęty. Szczególną okazją może być przygotowanie do sakramentu bierzmowania, które wraca do parafii. W niektórych parafiach świetnie się to robi. Na przykład moja mama, która jest emerytowaną nauczycielką, przez wiele lat miała grupę ośmiu kandydatów do bierzmowania, którym pomogła się przygotować do tego sakramentu. Nie jest wprawdzie teologiem, ale ma doświadczenie wiary, którym potrafiła się internautówSpowiedź jako umocnienie przeciwko pokusomSłyszałem, że spowiedź daje nie tylko odpuszczenie grzechów, ale też specjalną łaskę do wytrwania wobec pokus. Na czym to polega? Czy mogę w chwilach długotrwałych pokus spowiadać się po to tylko, aby otrzymać tę łaskę?Podstawowym wymiarem spowiedzi jest zgładzenie naszych grzechów, czyli powrót do jedności z Bogiem, kiedy popełniliśmy grzech ciężki, albo jej umocnienie, kiedy miał miejsce grzech lekki. Teologia sakramentu pokuty uczy, że otrzymujemy też łaskę uczynkową, by trwać w dobrym. Łaska ta wspomaga nas w wyborze dobra, w trwaniu w jedności z Bogiem. Dlatego też ma głęboki sens spowiadanie się nie tylko z grzechów śmiertelnych, które naruszają więź z Bogiem, ale też z grzechów lekkich, by stale umacniać więź z Bogiem. Przy długotrwałych pokusach radziłbym porozmawiać ze spowiednikiem indywidualnie. Spowiedź jest aktem pokory i stanięciem przed Bogiem. Człowiek otrzymuje umocnienie, by trwać w dobru. Pamiętajmy jednak, by nie spowiadać się po to, żeby „poczuć się lepiej”, bo nie o to chodzi w sakramencie a wybaczenieCzy ma sens pójście do spowiedzi, gdy odczuwam wielki żal i wstręt do męża z powodu jego zdrady? Zawsze chodziłam do spowiedzi, a teraz wydaje mi się, że nie jestem w domaga się zmiany, czyli nie może być pozorem, fikcją. W tej sytuacji rodzi się pytanie, na jakim poziomie ta zmiana ma się we mnie dokonywać. Na przykład gdy pojawia się kwestia przebaczenia współmałżonkowi, który dopuścił się zdrady. Na pewno musimy się zmierzyć z tym wymaganiem. Jeżeli idę do sakramentu pokuty, to mam oderwać się od wszelkich działań, które są sprzeczne z Ewangelią, jednością z Chrystusem i moimi braćmi oraz siostrami. Wiadomo, że wszystkie grzechy przeciw miłości będą w tym ujęciu na pierwszym planie. Są to: nienawiść, gniew wobec kogoś, złość itd. Człowiek w swojej woli może nie chcieć nienawidzić lub gniewać się i odrzucać zło, np. zemstę na współmałżonku, który zdradził. Jednak na poziomie uczuć wciąż może to być bardzo problematyczne. Kto przebaczy w sercu mężowi czy żonie, ale nie umie przerwać nawet kilkuletniego milczenia, odcięcia się, bo wciąż jest w nim ból, rana, może motywować się do pracy. Ważny jest trwający proces przebaczenia i pojednania. Proces oparty na woli przebaczenia. Odkładanie spowiedziMam trudność z samym wybraniem się do spowiedzi. Wciąż odkładam ją na później, tak jakby „coś” zabraniało mi tam pójść, mimo że bardzo chcę i czuję potrzebę nawrócenia. Cały czas zwlekam i odkładam rachunek sumienia, żeby wydłużyć ten czas. I tak mijają dni, tygodnie, a czasem miesiące, a ja upadam coraz bardziej w grzechach i trudniej mi się podnieść. Jak mogę radzić sobie z tą trudnością, aby nie odkładać cały czas tak ważnego sakramentu?Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że pójście do spowiedzi jest spotkaniem z Kimś, kto jest po mojej stronie i Kto może mi bardzo pomóc. Bóg nie stawia w centrum popełnionego zła, ale raczej wskazuje nam dobro. Bóg pragnie mojego szczęścia. Gdy ktoś boryka się z problemem odkładania spowiedzi, warto, by zastanowił się nad tym, Kto w tym sakramencie rzeczywiście działa. Czy spotykam się tylko z księdzem? Czy mój wstyd i problemy są na pierwszym miejscu? Przede wszystkim trzeba mieć świadomość obecności i działania Chrystusa, który za mnie umarł i dla mnie potrzeby spowiedziNie mam potrzeby przystępowania do spowiedzi. Nie uważam, że nie mam się z czego spowiadać, bo mam, ale nie czuję potrzeby, żeby np. raz w miesiącu klęknąć przy konfesjonale i powiedzieć, co „nabroiłam”. Czy może to wynikać z tego, jak usłyszałam od koleżanki ze wspólnoty, że po nawróceniu człowiek nie popełnia grzechów ciężkich? Od jakiegoś czasu w ogóle nie odczuwam potrzeby spowiedzi. Nie czuję się „bez grzechu”, ale nie mam potrzeby mówienia o tym. Kiedyś regularnie chodziłam do spowiedzi, a teraz już ponad siedem lat nie byłam u spowiedzi. Nie obraziłam się na Pana Boga, nie obraziłam się na księży, szanuję ich za ich powołanie i służbę. Ale nie potrzebuję spowiedzi, to po prostu przyszło samo. Czy jest sens iść do spowiedzi, kiedy człowiek nie chce? Wiem, że jest taki obowiązek, przynajmniej raz w roku, ale co w sytuacji, jeśli nie chcę i mam ku temu powody?W takich sytuacjach byłbym za tym, by jeszcze raz uważnie przeczytać Ewangelię, albo choćby 3. rozdział Listu św. Pawła do Rzymian: „wszyscy bowiem zgrzeszyli i zostali pozbawieni chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo” (23-24). Jako wierny muszę przede wszystkim zrozumieć to, że potrzebuję Zbawiciela, dlatego, że sam nie jestem w stanie znaleźć drogi do Boga. Jeśli ktoś szuka konkretnego rozwiązania, radziłbym porozmawiać z duszpasterzem jeszcze przed spowiedzią, by nie zderzyć się przypadkiem z jakimiś bolesnymi sytuacjami, które mogą w efekcie człowieka odepchnąć od sakramentu. Rozsądna byłaby spokojna rozmowa, w której być może udałoby się dojść do źródeł owej blokady wobec chodzi o niepopełnianie grzechów ciężkich po nawróceniu – byłoby pięknie, gdyby to była prawda. Myślę, że taka wizja towarzyszyła pierwotnemu chrześcijaństwu. Dlatego też w pierwszych wiekach przez dlugi czas panowało przekonanie, że człowiek po chrzcie już nie grzeszy. Jednak doświadczenie życia było dużo bogatsze i trudniejsze. Pojawił się grzech i w słabości przyjmujemy to, że potrzebujemy przebaczenia. Stąd sakrament pokuty. Myślę, że ważne jest, aby nie trwać w grzechu. Grzech może się zdarzyć każdemu, ale w chrześcijańskim życiu ważne jest ciągłe nawracanie za granicąCo zrobić w sytuacji, gdy nie ma się szans na spowiedź, np. mieszkając za granicą, gdy w kościele po prostu nie ma spowiedzi usznej?W kościołach rzymskokatolickich w różnych krajach mogą być rozmaite zwyczaje, ale prośbie o spowiedź kapłan nie może odmówić. Jeśli więc znamy język obcy w takim stopniu, że jesteśmy w stanie choćby wydukać nasze grzechy, nawet niegramatycznie, to radziłbym poprosić o spowiedź. Jeśli nie znamy języka, to w większości krajów europejskich wskażą nam kościół, w którym jest ktoś mówiący w języku polskim bądź innym nam znanym. Odpowiednie adresy można też znaleźć w internecie. Przy dzisiejszym rozwoju komunikacji lądowej łatwo można sobie pozwolić nawet na pokonanie większego dystansu, by dotrzeć w pożądane jednak taki dojazd nie był możliwy, można próbować regularnie stawać przed Bogiem i prosić Go o przebaczenie grzechów, pamiętając jednak, że to nie jest to samo co sakrament pokuty. Warto wtedy zastanowić się, kiedy mogę znaleźć miejsce i czas na spowiedź, gdy np. odwiedzam Polskę lub jeżeli bywam w mieście, gdzie jest posługa duszpasterska w języku polskim. A takich jest naprawdę sporo w efekcie licznej polskiej można zachęcić kogoś do spowiedzi po latach?Mój narzeczony dopiero niedawno, po kilkunastu latach przerwy, poszedł z własnej inicjatywy na Mszę Świętą. Bardzo chciałabym jakoś przekonać go, że dobrym początkiem nowego życia, które razem rozpoczynamy, byłaby spowiedź święta. Wydaje mi się, że z różnych powodów miałby z tym spore trudności. Jakich argumentów użyć i jak wspierać go w podjęciu tej trudnej decyzji?W takich sytuacjach warto rozpocząć od świadectwa – powiedzieć, jak ważna dla mnie jest relacja z Chrystusem, jak wiele daje szczęścia. Jak dużo mocy i radości przynosi też, to, że Bóg odpuszcza moje grzechy. Takie świadectwo może najbardziej zachęcić. Oczywiście, jeśli zna się życzliwego i sprawdzonego kapłana, warto go polecić. Można też zaproponować jakąś formę towarzyszenia i modlitwy podczas takiej zapewne niełatwej spowiedzi po latach. Najważniejsze jednak wydaje mi się świadectwo, że dla mnie spowiedź jest ważna, że przyniosła i przynosi wiele dobrych owoców.
Ebook: Spowiedź nie musi bardzo boleć autorstwa O. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, wydawnictwa: Wydawnictwo WAM. Dostępna w Woblink! Liczba stron: 244 to gwarancja świetnej zabawy.
O. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap Czy potrzebuję spowiedzi, skoro wielu ludzi się nie spowiada? Po co w ogóle się spowiadać? To pytanie towarzyszy katolikom coraz częściej. Wielu wiernym na Zachodzie wystarcza spowiedź powszechna będąca stałym elementem podczas Mszy Świętej. Spowiedź indywidualna zanika. Czy Kościół katolicki ma dobrą odpowiedź na pytanie: po co się spowiadać? Zawsze gdy mówimy o napięciu między doktryną i praktyką duszpasterską, trzeba rozpatrywać kontekst konkretnej grupy wiernych, konkretnej wspólnoty lokalnej. Wtedy łatwiej zrozumieć powody ewentualnych różnic i napięć. Praktyka, która istnieje w różnych miejscach, może czasami odbiegać daleko od tego, czego naucza Kościół. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być wielorakie. Domagają się one wytrwałego nauczania i poprawiania błędów. To dotyczy również nabożeństwa pokutnego z równoczesnym rozgrzeszeniem wielu penitentów. Nauczanie Kościoła jest jednak jednoznaczne. Ta forma jest traktowana przez Kościół jako forma nadzwyczajna, a ponadto zostało jasno określone, kiedy może być stosowana. Praktyka wierzących nieraz wyprzedzała zmiany w nauczaniu Kościoła. Ten fakt jest często przywoływany podczas sporów teologicznych. Wielu katolików żyjących tam, gdzie praktyka spowiedzi usznej zanika, nie widzi już jej potrzeby, a jednocześnie czują się pełnoprawnymi członkami Kościoła. Być może więc w przyszłości spowiedź w formie, jaką znamy, nie będzie już nikomu potrzebna? Praktyka wiernych może się ścierać z nauczaniem Kościoła, kiedy nauczanie w jasny sposób czegoś nie określa. W przywołanym przypadku mamy jednak jednoznaczne określenia Stolicy Apostolskiej dotyczące tego, jak i kiedy można używać wspomnianej wyżej nadzwyczajnej formy spowiedzi. Jest to więc ewidentne łamanie dyscypliny i nauczania Kościoła. Pamiętam, jakie zdziwienie wywoływałem podczas pobytu w niektórych krajach zachodnich, gdy siadałem w konfesjonale. Ale z czasem ludzie zaczęli przychodzić do spowiedzi. Nie powiedziałbym więc, że w takich krajach nie ma w ogóle potrzeby celebracji usznej formy sakramentu pokuty i pojednania. Jest ciekawe, że w niektórych Kościołach protestanckich, w których praktykuje się tylko nabożeństwo pokutne, pojawia się tęsknota za indywidualną formą pojednania. Oczywiście, w związku z tym, że tam nie ma kapłaństwa w naszym rozumieniu, trudno mówić o sakramencie. Wprowadzane są natomiast takie praktyki, jak rozmowa z pastorem oraz indywidualne wyznanie grzechów połączone z modlitwą nad tą osobą, która przychodzi wyznawać grzechy. Taki kierunek rozwoju przecież o czymś świadczy. Myślę więc, że zbyt często podkreślamy proces odchodzenia od spowiedzi, podczas gdy występują także procesy przeciwne. opr. ab/ab Piotr Jordan Śliwiński OFMCap: Być może jest to nam czasem potrzebne dla naszej wiary, żeby zobaczyć spowiadającego się kapłana. Prowokacyjnie powiedziałbym jednak tak: z perspektywy wiernego świeckiego to trudne do zobaczenia przede wszystkim dlatego, że kiedy on idzie do spowiedzi, to księża akurat spowiadają.
– Jak często Ojciec się spowiada? – Regularnie staram się spowiadać dwa, trzy razy w miesiącu. – Dlaczego tak często? – Żeby prowadzić bliższe życie z Jezusem, trzeba często się spowiadać. Porównuję często spowiedź do planowania ogrodu. Nie wystarczy tylko usuwać chwasty, aby inne rośliny pięknie rosły. Trzeba też wiedzieć, gdzie co posadzić, żeby cały ogród dobrze wyglądał. – Czy taka częsta spowiedź, skoro jest się księdzem, nie jest zawracaniem głowy Panu Bogu? – Spowiedź to nie tylko „czyszczenie” swojej duszy. To nie jest prysznic, którym wystarczy się spłukać. Spowiedź to uznanie przed Panem Bogiem: „Jestem słaby, bez Ciebie trudno mi cokolwiek zrobić”. To jedno. Po drugie, przez częstą spowiedź uczę się planować życie z Panem Bogiem. Kiedy rachunek sumienia robię raz na kilka miesięcy, wtedy widzę tylko główne problemy. Częsty rachunek sumienia pokazuje mniejsze problemy. Lepiej widzę to, co w tym moim ogrodzie nie jest na swoim miejscu. – Czy my też powinniśmy tak często się spowiadać? – Ja jestem za tym, by pytać spowiednika: „Proszę ojca, czy proszę księdza, jak często powinienem się spowiadać?”. Jeśli walczę z uporczywym czy ciężkim grzechem, powinienem spowiadać się częściej. – Jak odróżnić grzech ciężki od lekkiego? – Katechizm mówi prosto: „Grzech ciężki to świadome i dobrowolne przekroczenie przykazania Bożego lub kościelnego w ważnej sprawie”. Na przykład, chcę coś ukraść. Planuję, zastanawiam się i w końcu decyduję się. Jest też różnica między złem a grzechem. Zawsze trzeba się zastanowić: „Dlaczego to zrobiłem? Czy wiedziałem wszystko na ten temat?”. Na przykład, ktoś jedzie samochodem i potrąca człowieka. Stało się coś złego. Ale czy popełniłem grzech? Trzeba zapytać swojego sumienia. Czy przestrzegałem przepisów drogowych? Czy jechałem trzeźwy? I tak dalej. – A jeśli nadal nie jestem pewna? – Wtedy należy pytać spowiednika: „Czy po czymś takim mogę iść do komunii?”. Trzeba nauczyć się pytać i nie bać się tego. – Czy ktoś, kto nie ma grzechu ciężkiego, też powinien iść do comiesięcznej spowiedzi? – Nie ma takiej konieczności. To jest rada, żeby zachować delikatność sumienia i porządek w moim życiowym ogrodzie. – A jeśli ktoś nie lubi się spowiadać, czy to źle? – Ja to chyba rozumiem. Bo trzeba się przyznać najpierw przed sobą, potem przed Bogiem i głośno powiedzieć – wobec Boga i księdza – o tym, co mi się nie udało. To nie jest przyjemne. Ale to też nie może być paniczny lęk. Zrobiłem źle, ale Pan Bóg mnie nie przekreśla. Raczej oczekuje, bym uznał, że bez Niego nie potrafię być dobrym. Trzeba pamiętać, że kiedy się przewrócę, On mnie stawia na nogi i uczy chodzić przez życie. – Czy grzechy wstydliwe, związane z szóstym przykazaniem, trzeba dokładnie opowiedzieć? – To grzechy, o których bardzo trudno mówić. Wystarczy powiedzieć na przykład: „Z seksualnością miałem takie i takie trudności”. Jeśli ksiądz nie będzie rozumiał, zacznie na ten temat rozmawiać. – A jeśli ktoś zatai grzech? – Jeśli zdarzy się, że ze strachu nie powiedziałem grzechu, to przy najbliższej spowiedzi powinienem to po prostu zrobić. Bo to zwyczajnie przeszkadza w relacji do Boga, męczy i ciągle powraca. Trzeba spowiednika traktować jak przyjaciela. Nie jak kogoś, kto krzyczy, bo zrobiłem źle, ale jak kogoś, z kim mogę pogadać o swoim życiu, kto poradzi, pomoże spotkać Pana Boga i otrzymać Jego przebaczenie.

Piotr Śliwiński: Humanista na gigancie. Kiedy czytam jego najnowszą książkę odnoszę wrażenie, że ujmuje się za prawem do samotności istotnej. Ogromny paradoks współczesności polega wszak na budowaniu iluzorycznych wspólnot. W połowie lat 90. ubiegłego wieku, w co dziś trudno uwierzyć, telewizja publiczna zajmowała się

Daj się Bogu pokochać Pokuta kojarzy nam się z dużym poświęceniem, wyrzeczeniami, a nawet z czymś strasznym i nieludzkim. Często nosimy w sobie obraz pokutujących ludzi, którzy są skoncentrowani na sobie i swoim cierpieniu, samotni, poranieni i smutni. Ojciec Jordan Śliwiński na przekór naszym... Rok wydania: 2019 Oprawa: broszurowa 24 godziny + czas dostawy Nasza cena: Cena rynkowa: zł Odkryj siłę dojrzałego rachunku sumienia Czujesz, że twój rachunek sumienia zatrzymał się na etapie dziecka i nie rośnie wraz z tobą? Nie wiesz, jak dojrzale się spowiadać? Męczy cię powtarzanie formuł, które wydają ci się nieadekwatne do twojej sytuacji i twojego wieku? Uważasz, że sakrament... Rok wydania: 2018 Oprawa: broszurowa 24 godziny + czas dostawy Nasza cena: Cena rynkowa: zł

Opis odcinka serialu (streszczenie): Do Dziubaka przyjeżdża schorowana matka. Mateusz spowiada ją w domu. Kobieta użala się, że stoi nad grobem i przed śmiercią chce tylko znaleźć żonę dla syna. Dziubak zabiera matkę na rehabilitację. Pluskwę zatrzymuje patrol za rozmowę przez telefon.

O tym, jakim spowiednikiem był o. Pio, opowiada o. Piotr Jordan Śliwiński OFM Cap. Marcin Jakimowicz: Ojciec Pio potrafił odczytać intencje penitenta? Ojciec Piotr Jordan Śliwiński: Potrafił. Miał dar wglądu w sumienia. Zdarzało się, że gdy penitent zapomniał o wyznaniu jakiegoś grzechu albo chciał coś zataić przed spowiednikiem, słyszał: „A tego grzechu mi nie powiesz?”. Jest wiele takich udokumentowanych historii. Mało komfortowa sytuacja dla penitenta. Czuje się prześwietlony na wylot. Jak w pokoju zwierzeń w „Big Brotherze”… I równie mało komfortowa sytuacja dla spowiednika. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Wiesz, że reprezentujesz w konfesjonale samego Boga, a ktoś próbuje oszukać Najwyższego. Możesz zadać pytanie: „Człowieku, do kogo tyś tu przyszedł? Do słynnego spowiednika czy do samego Boga?”. „Ojciec Pio był bardzo wymagający – opowiadał o. Marciano Morra, który go znał. – Nie znosił ludzi, którzy przychodzili do niego jedynie z ciekawości”. „Nie znosił ludzi…” to chyba za dużo powiedziane. Na pewno nie znosił haseł: „Ooo, to ten słynny ojciec Pio!”. Reagował na to niezwykle alergicznie. Nie dotyczyło to tylko spowiedzi. Ostro traktował również gapiów, którzy przyszli pooglądać jego stygmaty. Jest sfilmowana mocna scena, gdy o. Pio odgania ciekawskich, chcących go dotknąć, cingulum, czyli sznurem, którym był przepasany. Przez cały czas starał się zachować dystans, robił wszystko, by nie przesłonić ludziom samego Chrystusa. Giovanni di Prato, znany włoski antyklerykał, poprosił o. Pio o spowiedź. „Wynoś się!” – usłyszał. Komunista był uparty: „Nie!”. „Albo ty stąd wyjdziesz, albo ja” – odpowiedział kapucyn, a ponieważ di Prato się nie ruszył, o. Pio wstał i wyszedł z konfesjonału. Stygmatyk był stanowczy, uparty, ale był też, pamiętajmy, Włochem! Z całym temperamentem, jakim Bóg obdarzył tę nację. Trafił Włoch na Włocha, a to zawsze jest mieszanka wybuchowa. {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Ojciec Pio korzystał z nadzwyczajnych darów i jeśli poznał, że penitent nie przyszedł po to, by wyznać grzechy, reagował niezwykle stanowczo. Kiedy był młodszy, spo­wiadał cały dzień. Potem zredukował ten czas z 17 do 10 godzin dziennie – opowiadali współbracia. Kiedy miał czas na modlitwę? Miał czas i na modlitwę, i na rozmowy z braćmi, i na rekreację. Choć rzeczywiście został zapamiętany jako człowiek konfesjonału. Spowiadał krótko. Udzielał zwięzłych, prostych, kilkuzdaniowych rad duchowych. To nie były długie, wylewne porady. Konkret. „By u niego wyznać grzechy, trzeba było załatwić w biurze spowiedzi bilet – wspominał jego sekretarz. – Do konfesjonału stały dwie kolejki: jedna przybyszów z daleka, druga wieśniaków z okolicy, tzw. dzieci duchowych o Pio”. Bardzo szczególnie traktował swe duchowe dzieci. Szczególnie, co nie znaczy z taryfą ulgową. Prowadził je w wierze, stawiał jasne, konkretne wymagania. W San Giovanni Rotondo rozmawiałem z kilkoma takimi osobami. Ojciec Pio był konkretny do bólu. Do historii przeszła opowieść jednego z penitentów. Jego problemem było to, że straszliwie krzyczał na swą matkę. Ojciec Pio tłumaczył mu, jak ma sobie z tym poradzić, ale gdy pewnego dnia ten człowiek znów urządził matce awanturę, o. Pio zjawił się obok niego (skorzystał z daru bilokacji) i, nie owijając w bawełnę, dał mu w pysk. A gdy potem spotkali się w klasztorze, rzucił: „Na drugi raz dostaniesz jeszcze mocniej”. Sam podobno krzyczał, był niezwykle impulsywny… A potem, o czym niewiele się mówi, długo pokutował! Pamiętam spotkanie grup o. Pio z o. Morrą: „Kim był o. Pio?” – zapytał jego sekretarz. „Stygmatykiem”, „świętym”, „mistykiem” – padały odpowiedzi. „W pierwszym rzędzie grzesznikiem!” – odparł kapucyn. „Ciągle się nawracał”. Zdarzało mu się tracić cierpliwość i krzyczeć na penitenta, a potem przez pół nocy leżeć krzyżem i za tę osobę się modlić! Prosił wówczas, by jego zachowanie, ostre słowa nie zraziły tego człowieka do Kościoła, ale doprowadziły go do nawrócenia. Niewiele mówi się o tej stronie pokutnej… Jak spowiada się w San Giovanni Rotondo? Przesiedziałem w tamtejszych konfesjonałach dwa i pół miesiąca. Charakterystyczny obrazek? Długie kolejki do spowiedzi. Spotykasz mnóstwo ludzi, którzy nie zamierzali się wcale spowiadać, ale na miejscu poczuli taką potrzebę. Pamiętam osobę, która spowiadała się po… 70 latach. „Jestem przejazdem – opowiadała – i poczułam, że muszę podejść do konfesjonału”. Przeżyła spowiedź życia. Często penitenci opowiadali: „Czuję zapach fiołków, róż. Co to oznacza?”. Odpowiadałem: „Te wszystkie fiołkowe zapachy to mały pikuś. To nieważne. Istotne jest to, czy chcesz się nawrócić. Czy będziesz bardziej kochał Jezusa”. Nie wszyscy mieli takie intencje. Aleksander Wat wyszedł po rozmowie ze stygmatykiem wzburzony. Pisarz, poeta, filozof przyjechał schorowany wiosną 1957 roku. Szukał lekarstwa na ból. „Odepchnął mnie od konfesjonału z krzykiem, kiedy dowiedział się, że ani razu się nie spowiadałem. (…) Rzadko wdziałem dusze tak antychrystusowe jak osławiony padre Pio” – pisał rozgoryczony w „Moim wieku”. Musimy zrozumieć całą złożoność sytuacji. Wat nie potrafił poradzić sobie z zespołem bólu neurologicznego. Doprowadzał go do szaleństwa. Gdy znajomi załatwili mu „rękawiczkę” o. Pio, przykładał ją sobie do głowy, szukając recepty na ból. Troszkę na poziomie magicznym. Szukał ukojenia. Jego żona – Paulina Watowa (znana jako Ola) – nie do końca mogła zrozumieć tę sytuację: Aleksander, taki racjonalista, a przykłada sobie cuchnącą jodyną i krwią rękawiczkę. Wiemy, że spotkanie ze stygmatykiem było pełne napięć. Ojcu Pio, mówiłem już o tym, zależało na nawróceniu penitenta, skierowaniu jego wzroku w stronę Chrystusa. Pewnie stąd tak mocna reakcja… „Podczas rozgrzeszenia, gdy kreślił znak krzyża, trzęsła mu się ręka. Tak dobitnie wypowiadał: »Ja odpuszczam tobie grzechy«, że czuło się, iż faktycznie zdejmuje z człowieka ciężar” – opowiadali świadkowie. Czy to nie jest dorabianie pobożnej ideologii do tego gestu? Dobrze, że o to pytasz, bo wydaje mi się, że zbyt skupiamy się na cudownych spowiedziach u świętego z Pietrelciny, zapominając, że każda spowiedź jest cudowna. Ludzie szukają niezwykłości. A najbardziej niezwykłą rzeczą w spowiedzi (każdej, nie tylko u stygmatyka!!!) jest to, że kapłan wypowiada w imieniu Boga słowa: „Odpuszczam tobie grzechy”. Czego chcieć więcej? Jakich większych znaków mamy szukać? W San Giovanni Rotondo widziałem mnóstwo cudów. Ale nie tam, gdzie wszyscy. Nie w zapachach róż i fiołków, ale w spowiedziach po latach, w nawróceniach ludzi.•

Ojciec Piotr Jordan Śliwiński, zakonnik, kapucyn, z którym rozmawiałam niedawno (czytaj na ss. 4–5), powiedział, że mniej więcej co trzy tygodnie chodzi do spowiedzi. Może ktoś zapyta: „Po co?”; „Dlaczego tak często?”. Otóż dlatego, że kiedy człowiek częściej przygląda się sobie, temu, co zrobił, więcej widzi. Home Książki Autorzy Piotr Jordan Śliwiński Kapucyn, znakomity spowiednik, kierownik duchowy i rekolekcjonista osób konsekrowanych i świeckich. Jest doktorem filozofii, wicerektorem i wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie, kierownikiem Sekcji Filozoficznej Polskiego Towarzystwa Teologicznego, współpracownikiem Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Nowych Ruchach Religijnych w Krakowie, autorem publikacji z zakresu filozofii, antropologii kultury i nowej religijności. Wraz z innymi kapucynami prowadzi Szkołę dla Spowiedników w Skomielnej Czarnej niedaleko Krakowa, której celem jest umożliwienie księżom pogłębienia wiedzy, dzielenia się doświadczeniem oraz szukania odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Średnia ocena książek autora 5,9 / 10 101 przeczytało książki autora 203 chce przeczytać książki autora 1 fan autora Zostań fanem Cytaty (...) Jeśli chrześcijanin ma wybaczyć sobie w pełni i sensownie, to musi się oprzeć na przebaczeniu, które otrzymuje od Chrystusa. Inaczej nie miałby mocy wybaczyć sobie do głębi. (...) Jeśli chrześcijanin ma wybaczyć sobie w pełni i sensownie, to musi się oprzeć na przebaczeniu, które otrzymuje od Chrystusa. Inaczej n... Rozwiń Piotr Jordan Śliwiński Spowiedź nie musi bardzo boleć Zobacz więcej dodaj nowy cytat Więcej Popularni autorzy

Ojciec Pio. Człowiek, który stał się modlitwą. Ojciec Pio zadziwił cały świat swoim niezwykłym życiem i gorącą wiarą. Krzyż Zbawiciela stał się dla niego szkołą kapłaństwa i źródłem miłości wobec ludzi, których spowiadał, uzdrawiał i pocieszał. Kościół katolicki wspomina go 23 września. Redakcja portalu ŚWIĘCI.

Odkryj siłę dojrzałego rachunku sumienia Czujesz, że twój rachunek sumienia zatrzymał się na etapie dziecka i nie rośnie wraz z tobą? Nie wiesz, jak dojrzale się spowiadać? Męczy cię powtarzanie formuł, które wydają ci się nieadekwatne do twojej sytuacji i twojego wieku? Uważasz, że sakrament pokuty nic ci nie daje? Dowiedz się: Co tak naprawdę dzieje się podczas spowiedzi? Jak mentalnie przygotować się do sakramentu pokuty? Kiedy rzeczywiście mamy do czynienia z grzechem? Co zrobić z emocjonalnym brakiem żalu za grzechy? Przeczytaj tę książkę, a twoja spowiedź stanie się prawdziwym spotkaniem z Bogiem. Dodatkowo: praktyczny rachunek sumienia w punktach oraz modlitwa po spowiedzi. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap – jeden z najpopularniejszych spowiedników w Polsce, autorytet księży oraz penitentów, kierownik duchowy osób konsekrowanych i świeckich, rekolekcjonista. Autor siedmiu książek oraz dwóch cykli programów telewizyjnych poświęconych spowiedzi: Duchowy oddział ratunkowy i Z ojcem Jordanem przez kratki. Mieszka w Skomielnej Czarnej niedaleko Krakowa. Data wydania: 2018-09-13 ISBN: 978-83-277-1595-1, 9788327715951 Wydawnictwo: WAM Stron: 80 dodana przez: chudini0505
Rok 1794. Ostatnie miesiące istnienia I Rzeczypospolitej. Uście Solne — senne miasteczko w zaborze austriackim u ujścia Raby do Wisły. Do Stanisława Krzysztofczyka, kowala i byłego podoficera piechoty koronnej, przybywa jego dawny przyjaciel, oficer artylerii, dziś sprzysiężony emisariusz Julian Zakrzeński i próbuje nakłonić go do uczestnictwa w przygotowywanej insurekcji.
O spowiedzi początkach, zmianach, które zaszły i nie tylko z o. Piotrem Jordanem Śliwińskim, założycielem szkoły spowiedników, rozmawia Michał Wnęk. Dlaczego spowiadamy się w konfesjonale? Kiedy ta forma zaczęła obowiązywać? Jak spowiedź wyglądała wcześniej? – Trzeba rozróżnić dwie rzeczy: spowiedź indywidualną oraz konfesjonał jako pewien mebel. W starożytnym chrześcijaństwie rozgrzeszenie było formą publiczną – tak przynajmniej sądzimy, ponieważ pokuta była publiczna – to wyznanie grzechów było indywidualne. Natomiast sam konfesjonał jest pomysłem XVI-wiecznym wprowadzonym po Soborze Trydenckim. Co ciekawe, w tamtym okresie również luteranie mieli swoje konfesjonały. Będąc w katedrze w Kwidzyniu można zobaczyć XVI-XVII-wieczne egzemplarze protestanckie. W późniejszym okresie ta tradycja zniknęła z kościoła luterańskiego, prawdopodobnie na mocy odróżniania się od katolicyzmu.[…] Jak wyglądała spowiedź we wczesnym chrześcijaństwie? – Kościół na Soborze Trydenckim, gdy mówi o ustanowieniu sakramentu pokuty, odwołuje się do 20 rozdziału Ewangelii wg św. Jana. Zmartwychwstały Chrystus mówi do apostołów „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". Kościół rozumiał ten fragment jako danie przez Boskiego Założyciela władzy odpuszczania grzechów. Kościół rozważał, w jaki sposób ma tę nadaną mu władzę sprawować. Pierwotnie sądzono, że sakrament pokuty można przyjąć tylko raz w życiu po chrzcie. Uważano, że chrześcijanin, który przyjął chrzest nie powinien grzeszyć, a na pewno nie powinien popełniać grzechów ciężkich, które by go odłączały od Boga. Akcentowano cztery takie grzechy: apostazja, bałwochwalstwo, zabójstwo i cudzołóstwo. Uważano, że jeżeli ktoś, pomimo odpuszczenia grzechów dalej jakiś popełnia, to nie przesądzano o jego przyszłości, a pozostawiano to miłosierdziu Bożemu. Jednak z biegiem czasu Kościół zaczął pochylać się nad słabością człowieka, szczególnie w okresie prześladowań, gdy część ludzi publicznie wyrzekała się wiary, czyli popełniała grzech apostazji, bojąc się tortur i utraty życia. Dlatego też dyscyplina pokutna w ciągu wieków stawała się coraz bardziej łagodna. W następnych latach, aby tego grzesznika chronić, ułatwić mu pojednanie z Bogiem, formuły te się przekształcały. W kościele wczesnośredniowiecznym pojawił się swoisty taryfikator, gdzie ludzkie pokuty są przypisane do konkretnych grzechów, zarazem spowiedź stawała się częstsza. Wyglądało to tak, że sumowano grzechy i np. jakiś władca dostawał dziesięć tysięcy dni postu. To było oczywiście nie do spełnienia w życiu człowieka, więc on wynajmował tysiąc ludzi i płacił im, aby przez dziesięć dni pościli. Kościół oczywiście protestował przeciwko takim praktykom, bo stawały się one zwykłym formalizmem, usługą, a nie zadośćuczynieniem za własne grzechy. Co to jest spowiedź ogólna i rozgrzeszenie ogólne? – Jeżeli weźmiemy pod uwagę obrzędy sakramentu pokuty to są możliwe trzy formy. Spowiedź indywidualna, którą znamy z normalnej praktyki oraz celebracja wspólnotowa ze spowiedzią i rozgrzeszeniem indywidualnym. Są to dwie formy zwyczajne, które można zawsze stosować. Istnieje również forma nadzwyczajna – rozgrzeszenie ogóln – która jest bardzo restrykcyjnie obwarowana i możliwa do zrealizowania przy zachowaniu dwóch niezbędnych warunków: bezpośredniego zagrożenia życia i jeżeli nie ma dostatecznej liczby kapłanów, aby wszyscy mogli się wyspowiadać. Np. na tonącym statku, gdzie jest kilkuset pasażerów? – Tak. Albo podczas lotu samolotem, który nagle zaczyna pikować. Wtedy kapłan może wstać, wezwać, aby ludzie uczynili żal za grzechy, a następnie udzielić absolucji generalnej. Czy jeżeli nie otrzymaliśmy rozgrzeszenia u jednego spowiednika, to idąc do innego kapłana musimy powiedzieć o zaistniałej sytuacji? – Powinno się powiedzieć. Należy jednak samego siebie zapytać, czy spełniam warunki do tego, aby uzyskać rozgrzeszenie. Może się zdarzyć, że spowiednik o coś nie zapyta bo np. jest dużo ludzi albo niedokładnie mu się coś powie np. popełniłem grzech nieczysty. Jeden kapłan nie dopyta, a drugi natomiast dowie się, że jakaś para mieszka razem i penitent nie chce zrezygnować z tej sytuacji, dalej chce mieszkać bez ślubu, więc to nie kwalifikuje się, aby udzielić mu rozgrzeszenia, gdyż nie ma postawy jego nawrócenia. Ale to nie oznacza, że jeżeli ten pierwszy dał mu rozgrzeszenie, to ta spowiedź nie była świętokradcza. Ważna jest sytuacja jego serca, czy on się chce nawrócić, bo jeżeli on chce tylko przejść przez rytuał i uzyskać formalne rozgrzeszenie, to nie tędy droga. My wiemy, że kapłan nie jest prokuratorem republiki, nie będzie prowadził śledztwa, nie będzie próbował łapać nas na sprzecznościach. Kapłan ma obowiązek wierzyć penitentowi. Czy istnieją grzechy których zwykły ksiądz nie może odpuścić? – Istnieją pewne grzechy, które są w Kościele przestępstwem, czyli oprócz tego, że jest to grzech, przypisana jest również kara kanoniczna. W związku z tym istnieje odpowiednia władza, która może znieść tę karę. I tutaj występują grzechy, które są zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej bezpośrednia zdrada sakramentu pokuty, rozgrzeszenie wspólnika grzechu nieczystości, zamach na papieża, zbezczeszczenie Najświętszego Sakramentu, czyli akt świadomej profanacji oraz wyświęcenie biskupa bez pozwolenia Stolicy Apostolskiej. Jest jeszcze jeden bardzo rzadki przypadek, jeżeli ktoś chciałby manipulacyjnie wpływać na wynik konklawe. Są także grzechy, które przypisujemy biskupowi miejsca. Tutaj takim najbardziej powszechnym jest grzech popełnienia aborcji, do którego przyłożona jest kara w prawie kanonicznym nazwana „mocą samego faktu”, czyli nikt nie musi tego stwierdzić, a ktoś kto go popełnił, wpada w tę karę zastrzeżoną biskupowi. Gdyby miał Ojciec ułożyć taki mini poradnik, jak przygotować się do spowiedzi, co by było na pierwszych trzech miejscach? – Po pierwsze mieć czas. Dzisiaj coraz częściej praktykuje się spowiedź w przelocie. Nawet jeżeli ten sakrament będzie ważny, to nie będzie on spełniał swojej najważniejszej roli, nie zmieni życia. Ja tę sytuację lubię porównywać do prysznica. Ktoś się ubrudzi, wejdzie pod wodę, raz–dwa i wychodzi, aż do następnego razu. Tylko że sakrament pokuty ma być momentem, który pomagam mi nawracać się, a więc zmieniać życie, poprawić moja relację do Boga i do drugiego człowieka. Druga rzecz, to muszę sobie uświadomić, z kim ja tam będę rozmawiał, że to nie jest tylko spotkanie z księdzem, ale jest to spotkanie z Bogiem. I ostatnia, lecz nie mniej ważna, to wpisanie tego sakramentu do naszego kalendarza, ale nie na zasadzie: „łoo, są święta, więc trzeba iść do spowiedzi“, ponieważ dobry rachunek sumienia z dłuższego okresu życia jest bardzo trudny. A jak często się Ojciec spowiada? – Co dwa tygodnie. Oczywiście z jakimiś wahaniami, ale zachowuję tą równomierność. Cały czas u tego samego spowiednika? – Oczywiście. W czym to Ojcu pomaga? – On mnie zna, wie o moich problemach, ale również jest mi łatwiej z nim rozpoznać, jaką drogą mam iść, jakie powinienem podjąć wysiłki. Z drugiej strony doświadczam też – tylko nie potrafię tego nazwać – można powiedzieć, że pewnego rodzaju opieki duchowej, ja wiem że ktoś się za mnie modli i troszczy się. W sakramencie pokuty występuje wielka koalicja przeciwko grzechowi. Jestem ja, jest spowiednik, jest Kościół, jest Bóg po mojej stronie.
O. Jordan Śliwiński OFMCap.: Zgłaszali się do mnie zarówno penitenci, którzy taką spowiedź odbyli lub chcieli odbyć, jak i księża, którzy ją praktykowali. Spowiedź „furtkowa” to celebracja sakramentu pokuty połączona z rodzajem modlitwy wstawienniczej. Po wyznaniu grzechów penitent, odpowiadając na pytania kapłana, mówi
Przeciętny katolik podchodzi do spowiedzi z dużą niechęcią. Widzę to tak, że albo my czegoś w spowiedzi nie rozumiemy, albo księża spowiadają nas źle. Co według Ojca jest prawdą?Myślę, że nie tylko przeciętny katolik chodzi do spowiedzi z niechęcią. Niech pani popatrzy chociażby na teksty ks. prof. Józefa Tischnera. On też mówi, że niechętnie się spowiada. Chyba nikt nie mówi z entuzjazmem o własnych grzechach i błędach. Spowiedź to nie jest pójście do SPA, gdzie się relaksujemy. Konfrontujemy się z trudną prawdą o nas samych, więc spowiedź jest trudna z założenia. Nikt rozsądny nie będzie mówił, że to ma być sympatyczna przechadzka z Bogiem. To jest trudna rzeczywistość, domagającą się jakiejś weryfikacji prawdy o samym czyli?Czyli nie tylko mówię „Boże, zrobiłem coś źle, proszę wybacz mi”, lecz także chcę się poprawić, obiecać, że nie będę więcej robić złego. To jest poważne twierdzi, że grzech to nie jest sprawa indywidualna, ale sprawa całego Kościoła. Współczesnemu człowiekowi indywidualiście bardzo trudno jest przyjąć taką optykę. Jak to zrobić bez poczucia, że robię coś wbrew sobie?Jeśli mówimy o grzechu, jest on moją indywidualną decyzją, ale skutki sięgają całej wspólnoty. To, że przystępuję do spowiedzi, to nie wybór masażu, który ma mi sprawić przyjemność. To wybór wiary w Chrystusa - ja wierzę, że On przebacza mi mój grzech. Przychodzę do Niego, bo sam sobie nie potrafię z grzechem poradzić. Proszę, żeby mi go wybaczył i dał szansę na życie na nowoNo dobrze, to dlaczego my w ogóle musimy się spowiadać i przechodzić przez te nieprzyjemności, ale tacy protestanci już nie?My musimy się spowiadać...? My mamy łaskę się spowiadać, proszę pani. W protestantyzmie też pojawia się tęsknota za sakramentem pokuty. Luter zresztą też się spowiadał, a to, co mamy w protestantyzmie teraz, jest efektem późniejszych zmian, które dokonały się w tym Kościele. Tam również jest pojednanie i przeproszenie za grzechy, nie jest tak, że tego grzechu nie ma. Nie ma tam po prostu kapłaństwa, w związku z czym nie może być sakramentalnego rozgrzeszenia w katolickim rozumieniu. Spowiedź to nie tylko wyznanie grzechów, ale także chęć poprawy. To jest bardzo poważne zobowiązanieKiedy spowiedź się w naszym Kościele katolickim pojawiła?Samo określenie tego sakramentu nastąpiło na Soborze Trydenckim, który w jednym ze swych dokumentów stwierdza, że to Chrystus ustanowił ten sakrament. Tekst soborowy odwołał się do XX rozdziału Ewangelii wg św. Jana, gdzie Chrystus po swoim zmartwychwstaniu mówi apostołom „Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Kościół to rozumie w taki sposób, że wtedy jemu, a konkretnie wspólnocie dwunastu apostołów, a poprzez sukcesję apostolską wszystkim następcom apostołów, udzielono władzy odpuszczania grzechów. Z tej władzy Kościół korzysta. On oczywiście zastanawiał się nad tym, w jakiej formie ma to czynić. Jeśli prześledzimy historię samej dyscypliny pokutnej w Kościele, to była bardzo różna. Niektórzy sądzili, że człowiek może tylko raz przystąpić do w całym życiu?Tak, sądzono, że człowiek, który później popełnia grzechy ciężkie, nie może już otrzymać rozgrzeszenia sakramentalnego, tylko zostaje pozostawiony miłosierdziu Bożemu. Ale Kościół mierzył się też z doświadczeniem grzechu podczas prześladowań, bo obok męczenników byli tacy, którzy nie wytrzymywali sytuacji, w której mieliby oddać życie za wiarę, i się jej zapierali. Kościół zastanawiał się, co z nimi zrobić, bo ci ludzie potem chcieli do tej wspólnoty wrócić. To rozumienie sakramentu pokuty, ciągle coraz bardziej współczujące grzesznikowi, się rozwijało, aż doszło do sytuacji, w której Sobór Trydencki ustalił dogmatycznie, jak ma wyglądać sakrament pokuty i pojednania w formie, w której trwa do taką refleksję, że trudno może nam być szczerze żałować za grzechy, o których intelektualnie wiemy, że były złe, ale odczuliśmy je jako przyjemne i to uczucie się wcale wraz z tą wiedzą nie zmieniło. To, co czujemy, musi przy spowiedzi iść w parze z tym, co o grzechu myślimy?Owszem, grzech może się wiązać z doświadczeniem przyjemności, to nie musi być coś powodującego nieprzyjemności oraz ból mój lub czyjś. To nie jest tak. Grzech jest pewnym działaniem, które się ocenia z perspektywy teologicznej - nieposłuszeństwa wobec Boga i tego, czego on od nas oczekuje. Więc dla kogoś zmagającego się z grzechem obżarstwa subiektywnie przyjemne będzie zjedzenie tortu, nawet na granicy rozstroju żołądka, ale dla oceny tego czynu nie jest zasadnicze, co ten człowiek w sobie przeżywa, tylko odniesienie tego do słowa Bożego i nauki przy tym obżarstwie; to jest to jeden z grzechów popełnianych przez pewnie wiele osób, i to cyklicznie. Jaki jest sens spowiadania się z tych grzechów, które popełniamy często i o których możemy z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że popełnimy je znowu? Z tym że przez wiele to byłbym ostrożny, myślę, że wielu jest również ludzi, którzy mogą niedojadać. Może tak być, że z pewną słabością będę się mierzył dłuższy czas i będę popełniał ten sam grzech. To jest bardzo ludzkie, ale wtedy ciągle mogę do Boga wracać, mówić mu „znowu zgrzeszyłem, ale chcę na nowo próbować żyć według Twojego słowa, Ty mi przebacz”. I Bóg zawsze, jeśli jest szczery żal i wola poprawy, grzech będzie i wola poprawy... ale ja mam wrażenie, że my nawet nie umiemy się dobrze bym nie przesadzał. Może ma pani rację, że czasami przygotowanie do sakramentu pokuty nie rośnie wraz z nami. Przed pierwszą spowiedzią przed I komunią byliśmy większość z nas na tym poziomie przygotowania przedkomunijnego dysponuję badaniami, żeby powiedzieć „większość” czy „mniejszość”; wiem, że dziś te procesy są dużo bardziej skomplikowane. Na pewno ma pani rację w tym sensie, że aby podejście do spowiedzi rosło wraz z nami, potrzeba weryfikacji mojego rachunku sumienia i podejścia do tego sakramentu. Trudno, żeby się osiemnastolatek spowiadał jak dziecko pierwszokomunijne. Ten sakrament nie może być zinfantylizowany. To jest też duże wyzwanie przed nauczaniem Kościoła, który musi wskazywać pogłębione podejście do sakramentu pokuty i pojednania i docierać z nim do u dominikanów usłyszałam, że dobrze jest podczas spowiedzi dać się księdzu trochę poznać, podać swoje imię, powiedzieć, gdzie się studiuje czy pracuje. Zawiązywana wtedy więź ma pomóc księdzu w umieszczeniu naszych grzechów w odpowiednim kontekście?Tak, myślę że właśnie temu przede wszystkim służy. Pamiętajmy, że w naszych polskich konfesjonałach jest tak, że jedyna wiedza, jaką spowiednik dysponuje o penitencie, to jest jego głos. Nie widzi go przez kratki, więc ma problem z oszacowaniem, kto to jest, jak do niego mówić. Informacja o wykonywanym zawodzie i wieku pozwala lepiej dostosować naukę do danej osoby. Może się zdarzyć, że jakiś młodzieniec przechodzący mutację będzie mówił głębokim basem i otrzyma naukę skierowaną do dorosłego człowieka, której nie zrozumie. Tego typu informacje, które i tak pozostają tajemnicą konfesjonału, pomagają adekwatnie pomóc w przeżyciu sakramentu swojej książce pisze Ojciec, że Kościół odchodzi już od akcentu sądowego, jaki kiedyś nadawano spowiedzi przez nakładanie biretu na głowę spowiednika. Ale to przyznanie, że ciągle mamy w kościele pancerny konfesjonał, a w nim kratkę, przez którą mało co widać, powoduje, że te zmiany wcale nie są dla mnie takie oczywiste. Nie byłoby lepiej, gdyby spowiednik po prostu usiadł obok spowiadającego się i nawiązał z nim rozmowę?Architektura konfesjonału wynika chociażby z ustaleń Kodeksu Kanonicznego, który podkreśla potrzebę kratki, natomiast nie daje szczegółowych wytycznych w tym zakresie. Konfesjonały w tej klasycznej konstrukcji drewnianych szaf, które znamy, to jest pomysł Karola Boromeusza, więc to dosyć leciwy wynalazek. W wielu polskich kościołach są również konfesjonały, w których można usiąść, porozmawiać, jest nawet klimatyzacja. Zmiany w tym zakresie się Ojciec ich zwolennikiem? One są konieczne, bo te stare konfesjonały są tak niewygodne, że nawet trudno w nich klęczeć. Zgodnie z zaleceniami prawa kanonicznego powinny jednak mieć opcję z może być trudno mówić swoje grzechy, patrząc w oczy spowiednika. I to jest normalne, bo niektórych grzechów nie chcemy powiedzieć do lustra, a co dopiero do drugiego człowieka, nawet jeśli ten jest w tym przypadku reprezentantem Boga. Kratka może nam pomóc. Ale są miejsca, gdzie to penitent wybiera, czy chce usiąść za kratką, czy przy stoliku i porozmawiać ze jakieś uniwersalne grzechy, które popełniamy niezależnie od wieku, poziomu wykształcenia?Na pewno w uniwersalnych grzechach ludzkich nie wyjdziemy poza 10 przykazań. I warto jest robić sobie według nich rachunek sumienia, oczywiście odpowiednio szeroko r ozumiany. Formy się zmieniają i można ukraść lizaka z supermarketu, a można ukraść dwa miliony nie płacąc uczciwie podatków. Jedno i drugie pozostanie w istocie jakąś kradzieżą aczkolwiek waga każdego z tych czynów będzie inna, bo wartość skradzionej rzeczy jest różna. Z drugiej strony zabranie żebrakowi pieniędzy może go pozbawić jakichkolwiek środków do życia, nawet jeśli kwota zabranych pieniędzy nie będzie duża. Widać więc jasno, że okoliczności wpływają też na ocenę konkretnego czynu, ciężkości grzechu. Rozróżniamy w teologii katolickiej grzech lekki od śmiertelnego. Ten ostatni musi być popełniony z pełną świadomością i dobrowolnością - a więc nie np. przez pomyłkę oraz musi dotyczyć ważnej materii, a więc nie tego, że komuś pokazałem językCzy na spowiedzi powinniśmy wyjawiać księdzu tylko grzechy ciężkie?Do tego, żeby dobrze przeżyć sakrament pokuty i pojednania, potrzebny jest dobry rachunek sumienia, podczas którego należy uświadomić sobie wszystkie popełnione od ostatniej ważnej spowiedzi grzechy ciężkie, inaczej zwane śmiertelnymi. I za każdy z nich muszę żałować. Jeśli chodzi o grzechy lekkie, to muszę oczywiście żałować za wszystkie, ale mogę wymienić tylko niektóre, np. te najczęściej powtarzające się. Ciężkie należy wyznać razem z ich okolicznościami, bo te wpływają na ich rozumienie. Jest w końcu różnica między tym, czy ukradłem 10 zł, czy 10 tys. zł. A wyznanie jakich grzechów przychodzi nam z największym trudem?Ludziom bardzo trudno jest na przykład rozmawiać o materii związanej z seksualnością. To jest oczywiste, bo jest sfera bardzo intymna. Ale wiele tu zależy od konkretnego człowieka. Jeden może się potwornie wstydzić, że coś ukradł, a ktoś inny, bo stracił cierpliwość i kogoś zwymyślał. Spowiedź to konfrontacja z trudną prawdą. Jeśli ksiądz wie coś o spowiadającym się, może do niego dostosować naukęZ wieloletniej praktyki spowiedniczej Ojca można wysnuć wniosek, że jest jakaś tendencja do coraz lepszego lub coraz gorszego spowiadania się?To by się domagało bardziej pogłębionych badań socjologicznych niż obserwacji jednego człowieka. Myślę, że tak jak pokazują badania socjologów z KUL, dominuje model dychotomiczny, czyli ludzie, którzy chodzili do spowiedzi rzadko, pojawiają się na niej jeszcze rzadziej, natomiast ci, którzy do niej chodzą - chodzą jeszcze częściej, a na dodatek stawiają spowiednikowi coraz wyższe wymagania związane nie tylko z oceną moralną takiego czy innego czynu, lecz także szukają tego, co w praktyce duchowej Kościoła nazywa się kierownictwem czym to kierownictwo polega?To nie jest już tylko pomoc w unikaniu grzechu, na poziomie moralnym, to też rodzaj poradnictwa, jak być lepszym chrześcijaninem i lepiej iść za to są spotkania odbywające się już poza konfesjonałem?Kościół doradza, aby tak były prowadzone, ale czasami ktoś przynosi do konfesjonału takie problemy, np. po wyznaniu grzechów mówi, że ma problemy z modlitwą i prosi o poradę. Wtedy obok przebaczenia grzechu spowiednik może mu podać jakieś proste mówimy już o kierownictwie duchowym, to przyszła mi na myśl jeszcze jedna kwestia, mianowicie posiadanie swojego stałego spowiednika. To jest dla naszego życia duchowego bardziej efektywne rozwiązanie?Z tym wiąże się pewna pułapka, bo może nam być przed nim wstyd, podczas którejś z kolei spowiedzi, że nie udało nam się czegoś pokonać, i taką rzecz przed księdzem zataimy. Stały spowiednik, który łączy tę funkcję spowiedniczą z kierownictwem duchowym, jest dobrym wyborem dla kogoś, kto szuka jasnego postępu w życiu duchowym. Mając doświadczenie przebytej przez człowieka drogi, pomoże mu adekwatniej. ***O. Piotr Jordan Śliwiński - kapłan, kapucyn, spowiednik, współtwórca Szkoły dla Spowiedników, wykładowca filozofii, autor publikacji dotyczących sakramentu pokuty i pojednania, w tym książki „Spowiedź nie musi bardzo boleć” (wydawnictwo WAM)
.